środa, 25 grudnia 2013

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia

Ostatni, przedświąteczny tydzień to dla postulantów prawdziwa próba, wtedy bowiem wśród zabiegania przy budowie szopki, strojeniu choinek i amoku porządków nie trudno o drobne sprzeczki. Nam udało się na szczęście zachować do końca zimną krew i kolejny raz sprostać wszystkim postawionym przed nami zadaniom: budowie szopki i przystrojeniu choinek w kościele oraz kaplicy klasztornej, udekorowaniu kolejnych choinek w refektarzu, na piętrze ojców i naszym piętrze. A na koniec oczywiście gruntownym sprzątaniu i przygotowaniu piątkowego wieczoru przed-wigilijnego, na którym mieliśmy pożegnać się z klasztorną wspólnotą, przełamać opłatkiem i spędzić nieco czasu przed wyjazdem na Święta do naszych rodzinnych domów. 
Niby wszystko podpisane, a jednak ciągle coś nie pasuje... 
Wreszcie podest nabiera kształtów szopki. 
Wraz z zielenią choinek odżyła w nas nadzieja na ukończenie budowy. 
Pojawiła się stajenka, a z nią kolejne dylematy: jak to było zmontowane? 
Dobry Pasterz niesie zagubioną owieczkę. 
Jednocześnie stawiano choinkę w refektarzu. 
A najwyżsi myli niedostępne dla innych okna. 
I ostatnia figura! 
I ostatnie poprawki - Maryja, potrzymaj taśmę.
W Wigilię Bożego Narodzenia, gdy każdy z nas jest już w rodzinnym domu, nasze dzieło zostało odsłonięte. A my życzymy naszym czytelnikom, by i dla nich to Boże Narodzenie było prawdziwie rodzinne, na wzór Świętej Rodziny. Niech Was wszystkich ogarnie to rodzinne ciepło, pokój i prawdziwa miłość, a Boże Dziecię, wokół którego się gromadzimy, niech pozostaje w centrum naszego życia nie tylko na ten czas, ale na cały rok i życie.

sobota, 21 grudnia 2013

Imieniny, urodziny!

W dniu naszego wyjazdu do domów na świąteczną przerwę wypada także podwójne święto dla dwóch współbraci: Seniora Tomasz, oraz Radosława. Pierwszy z nich obchodzi bowiem swoje imieniny, drugi natomiast urodziny. A ponieważ w tradycji mamy imieninowe wystawki, a senior słynie z późnego chodzenia spać i wstawania jeszcze wcześniej, mieliśmy nie lada wyzwanie, by przygotować okolicznościową dekorację. Na szczęście jeszcze przed północą dotarły nas wieści, że nasz szacowny Senior udał się na spoczynek wyjątkowo wcześnie, szybko więc rozbiegliśmy się w różne strony, by zebrać potrzebne gadgety. A skoro Tomek M. uwielbia zaraz po przebudzeniu chodzić do salki na kawę, postanowiliśmy, że ten jeden raz kawę wypić może już u progu swojego pokoju.
I oczywiście życzymy naszym obu braciom Bożego Błogosławieństwa, wszelkich potrzebnych łask, wytrwania w powołaniu, oraz dobrego wypoczynku przez Święta w rodzinnych domach.

wtorek, 10 grudnia 2013

Drużyna Pierścienia w Adršpach

Po wielu rozmowach, namowach i zaglądaniu w kalendarz udało się nam w końcu wyrwać gdzieś razem z naszym Magistrem. Niemal jednogłośnie wygrała propozycja czeskich skałek, z którymi konkurowało kino. A ponieważ do Adršpach mamy dość blisko, nie musieliśmy też wstawać nazbyt wcześnie i zmieniać naszego planu dnia - ot tak, po śniadaniu i kawie wsiedliśmy do naszego niezawodnego, niebieskiego busa tradycyjnie "mykając" w drodze Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi, którym tradycyjnie przewodził Grzegorz. I tak z modlitwą na ustach dotarliśmy do celu, z małą pomocą nawigacji wspartej przez niezawodną pamięć o. Augustyna, do zupełnie wyludnionego po sezonie Adršpach.
Magister ścigający czeski Vlak - swoją drogą pociąg okazał się nie lada atrakcją.
Pierwszy przystanek już po przekroczeniu granicy parku.
A ponieważ klimat miejsca okazał się bardzo bajeczny i Tolkienowski wręcz, postanowiliśmy po małych dyskusjach nad liczbą członków Drużyny Pierścienia (których było dziewięciu - tak jak nas) sami nadać sobie nawzajem imiona bohaterów, mniej lub bardziej złośliwie oczywiście. Jesteście ciekawi kto jaką rolę otrzymał? Zapraszamy do obstawiania w komentarzach, a właściwe będziemy na bieżąco uzupełniać:
o. Augustyn - ?
Tomasz M - ?
Bartosz - ?
Tomasz R - Frodo Baggins
Mariusz J - elf Legolas
Radek -
Rafał - ?
Mariusz Z - ?
Grzegorz - ?
Wkraczamy do Morii (Khazad-dûm).
A kto robi zdjęcia fotografowi?
Niemal jak w prawdziwej Drużynie szybko wybuchały drobne sprzeczki.
Czyż tu nie pięknie?
Niektórzy chwilę później już się tak nie mieścili ;)
Niech zgadniemy - kolejne schody?
Schodom nie było końca - najwięcej oczywiście tych w górę.
Jednak dla takich widoków warto było się wspinać.
Bartek wskazuje wyjście z tego labiryntu?
Po tak fascynującej wyprawie przyszła oczywiście pora na ciepłą strawę. W planach mieliśmy oczywiście zjedzenie czegoś u naszych południowych sąsiadów, jednak znalezienie lokalu, który nie był knajpą, lub zwykłą pizzerią graniczyło z cudem, musieliśmy więc obejść się smakiem i smażony ser wpisać na listę: następnym razem. Ugościła nas dopiero Kudowa, z której ruszyliśmy w kierunku naszego klasztoru w Dusznikach Zdroju.
Kościółek w Dusznikach - niegdyś klasztorna kaplica.
Gościnny o. Kajetan zabrał się za robienie kawy.
O. Magister odnalazł nawet swoją zagubioną piuskę.
Niestety wieczorne obowiązki o. Augustyna skróciły naszą wizytę, niechętnie więc wsiedliśmy na pokład naszego bolidu i powróciliśmy do Kłodzka. Ach, jak dobrze było się w końcu gdzieś razem ruszyć!

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Pięciu Mikołajów

Uwaga!
Dzieci nie czytać!

Po takim formalnym wstępie pozwolimy sobie jeszcze zwrócić uwagę, że św. Mikołaj jest jak najbardziej autentyczną postacią. Był bardzo pobożnym i miłosiernym biskupem Miry, który cały odziedziczony po rodzicach majątek rozdawał ubogim. I właśnie takiemu Mikołajowi mieli w tym roku pomagać postulanci, którzy ochoczo odziali się w biskupie szaty, by przekazywać najmłodszym upominki i dementując plotki o przerośniętym krasnalu w saniach z reniferami. Poniżej przedstawiamy więc sylwetki naszych pięciu dzielnych zespołów mikołajowych:

Bartek - Mikołaj terminator. Przez wiatr w kościele kilkakrotnie zgubił mitrę, więc egzamin na biskupa oblał w przedbiegach. Ponieważ jednak dzieci po roratach o szóstej rano, są nadal zaspane, bez problemu dały się udobruchać drobnymi upominkami, które Mikołaj wydobywał ze swojego wora.
Radek - Mikołaj tryskający energią i entuzjazmem zupełnie niepodobnym do swojego wieku i sędziwej brody. Dzieci jednak były przeszczęśliwe i w ramach wdzięczności podarowały Mikołajowi całą masę ręcznie wykonanych laurek.
Grzegorz - urodzony biskup i Mikołaj. Przepytał, nawet dwu, trzylatki, z ostatniej encykliki Lumen Fidei - bo czegoż dzieci nie zrobią dla wymarzonych prezentów?
Mariusz Z. i jego armia pomocników - Śnieżynek, które pilnowały, by któryś ministrant czy któraś marianka nie rzuciły mu się na szyję porywając przy tym prezenty. Skoro wrócił żywy, to chyba dał sobie dobrze radę.
Mariusz J i jego wyluzowany Śnieżynek, który zrobił swoim imażem wielką furorę. Rozdali prezenty, zrobili sobie z wszystkimi zdjęcia i nikogo nie zrazili nawet tym, że biskupa przywiózł i zabrał samochodem franciszkanin...

sobota, 7 grudnia 2013

Śluby Wieczyste

W trosce o to, by wiedzieć co nas czeka, czyli lepszemu poznaniu franciszkańskiego życia i procesu formacji, ale także w odpowiedzi na zaproszenie br. Kazimierza, który kilka dni temu w naszym klasztorze przeżywał rekolekcje, wyruszyliśmy dziś do Wrocławia na Śluby Wieczyste fr. Kazimierza właśnie. Nim jednak dotarliśmy do naszego najważniejszego w prowincji klasztoru, zatrzymaliśmy się po drodze na śniadanie u rodziców naszego Juniora - Grzegorza.
Rodzice ugościli nas przepysznym, prawdziwie domowym śniadaniem, które na długo zapamiętamy z nutką sentymentu wspominając codzienne rano w naszym refektarzu. Żal więc było wyjeżdżać, mamy jednak nadzieję, że będziemy mieli okazję jeszcze odwiedzić rodziców przy najbliższej okazji. Z pełnymi brzuchami ruszyliśmy do Wrocławia tradycyjnie w drodze "mykając" Godzinki. Dotarliśmy w sam raz, by jeszcze przed uroczystością przywitać się z współbraćmi z sąsiednich prowincji i napić tradycyjnej kawy.
Uroczystej Eucharystii przewodniczył o. Prowincjał Alan Brzyski, który także wygłosił homilię, którą najlepiej zapamiętał Radek - wielki miłośnik św. Pachomiusza (swego czasu spierał się z o. Augustynem, czy Pachomiusz jest świętym - jest i Radek miał rację bez zerkania do wikipedii, lub bardziej wiarygodnych źródeł). Nie Pachomiusz był jednak tego dnia najważniejszy, a uroczyste śluby, które na ręce Prowincjała składał fr. Kazimierz: życie radami ewangelicznymi bez własności w czystości i posłuszeństwie.
Nasi bracia włączyli się w pomoc w liturgii jako Ostiariusze oraz niosąc dary w procesji. Oczywiście połowie braci i ojców z o. Alanem na czele nie umknęło, że trzech z nas miało takie same szaliki podejrzewając już, że był to celowy zabieg o. Magistra w myśl zasady: przypadek? Nie sądzę.
Po pięknej uroczystości złożyliśmy bratu serdeczne życzenia w wytrwałości w drodze powołania, które przypieczętował złożonymi ślubami. Zjedliśmy wspólnie obiad i jak to na wzorowych postulantów z wprawą godną szarańczy błyskawicznie pomogliśmy ogarnąć refektarz po całej celebracji. Chwilę później byliśmy już w salce, z której, nim wsiedliśmy do naszego busa, udaliśmy się jeszcze do sklepiku naszego Franciszkańskiego Wydawnictwa św. Antoniego.
Po małych zakupach ruszyliśmy do sąsiedniego, wrocławskiego klasztoru na Sołtysowicach. W tamtejszym kościele odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia, a następnie pod wodzą o. Łazarza ruszyliśmy zwiedzać bodaj najnowszy klasztor naszej prowincji, który oficjalnie wciąż jest jeszcze wielkim placem budowy, co na szczęście nie przeszkadza w głoszeniu Słowa Bożego. Gdy poznaliśmy już kilka ciekawszych zakamarków zostaliśmy ugoszczeni kawą (emerycka, zwykła, lub dla jeszcze nie zreformowanych herbata).
Trudno było się zebrać z ciepłego klasztoru, w planach jednak mieliśmy jeszcze odwiedzenie tego, co po Ksawerym zostało ze świątecznego Jarmarku na Wrocławskim Rynku. Wiejący jednak nieprzyjemnie zimny wiatr sprawił, że ogromny rynek i całe gremium jarmarkowych stoisk zwiedziliśmy w niespełna godzinę i z nieukrywanym entuzjazmem wróciliśmy do naszego busa planując, że po tak bogatym dniu zatrzymamy się na kolacyjną pizzę już gdzieś w drodze do domu, a wybór padł na zaproponowane przez Grzegorza Łagiewniki - w pół drogi między Wrocławiem a Kłodzkiem.

piątek, 6 grudnia 2013

Mikołajki w naszym Klasztorze

Każde dziecko co roku wypatruje z utęsknieniem tej daty w kalendarzu. Nas jednak szósty grudnia napawał nie lada grozą, bowiem zawsze tak było, że postulanci przygotowywali Mikołajki, czyli widowisko satyryczno-artystyczne, w którym parodiują każdego ze współbraci swojej klasztornej rodziny. Od wielu dni trwały więc juz gorączkowe przygotowania, których owocem był wpierw maleńki pomysł: zróbmy telewizyjne wydanie Wiadomości Prowincji, czyli wewnątrzkalsztornego miesięcznika informującego o życiu całej prowincji. A skoro pomysł to już połowa sukcesu, przystąpiliśmy do pisania scenariusza i poszukiwania niezbędnych elementów dekoracji i kostiumów. Zdążyliśmy na ostatnią chwilę, pozostało więc niewiele czasu na stres...
 Jak widać ostatnie przygotowania upłynęły nam na robieniu sobie zdjęć w naszych przebraniach póki na salę nie wszedł o. Augustyn, któremu też wyraźnie udzieliło się podekscytowanie przed wyczekiwanym spektaklem, które chyba wzbudziło u ojca tęsknotę do czasów, gdy miał na głowie nieco więcej włosów...
W końcu jednak wspólnota klasztorna zaczęła zbierać się w bibliotecznej sali, która na ten wieczór zamieniła się w aulę. Trzeba było powstrzymać się od obgryzania paznokci ze stresu i rozpocząć punktualnie o 20:00 wieczorne, Mikołajkowe Wydanie Specjalne Wiadomości Prowincji
Na szklanym ekranie pojawiła się ramówka, a w drugim telewizorze pojawił się Grzegorz, który rozpoczął recytowanie zachęcającego do obejrzenia całego wydania wiadomości flash'a/skrótu wydarzeń: relacja z Targów Zdrowej Żywności pod duszpasterskim Dunsem, tragiczne skutki reformy systemu oświaty, kolejne niepokojące doniesienia o sytuacji na drogach, oraz na koniec coś optymistycznego, czyli wywiad z posiadającym receptę na szczęśliwe życie w zakonie ojcem B.
 Po tej krótkiej zachęcie na scenę ruszyli kolejni postulanci/aktorzy, którzy wspaniale oddali atmosferę panującą na zapowiedzianych Targach Zdrowej Żywności, a z mikrofonem w ręku wywiady poprowadziła nasza niezawodna, fantastyczna i zjawiskowa reporterka Anna Marta Piszczałka, w której rolę wcielił się Mariusz Z. Spod Dunsa przenieśliśmy się na Nyski cmentarz, gdzie Anna Marta przeprowadziła wywiad z samą Śmiercią, którą św. Franciszek mylnie nazwał siostrą - a zresztą, po śmierci to i tak wszystko jedno...
Następnie zobaczyliśmy efekt reformy szkolnictwa, która najmocniej dała się we znaki w naszym wrocławskim seminarium. Dalej byliśmy świadkami kłótni dwóch kierowców z naszego klasztoru, którzy postanowili zaoszczędzić na naprawie swoich rozbitych samochodów oddając je w ręce postulantów...
Mieliśmy też na szczęście receptę na szczęście, o którą zapytała nasza niezawodna reporterka, a do kącika muzycznego zaprosił nas znany z umiłowania subtelnej muzyki o. Augustyn.
Na koniec nie zabrakło reklamy kolejnego ważnego w naszej ramówce programu: ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, który podjął temat najrzadziej widywanych w klasztorze ojców. W bloku sportowym usłyszeliśmy o kolejnym sukcesie naszego noszonego przez rozentuzjazmowane tłumy współbrata, który wygrał kolejne zawody w zjeździe na byle czym. Najmniej optymistyczna była krótkoterminowa prognoza pogody: będzie zimno.
Po tym wróciliśmy jeszcze raz na Targi Zdrowej Żywności, które nieoczekiwanie przerodziły się w spełniającą koszmarny sen naszego magistra manifestację żądającą usunięcia znaku Tau z naszego klasztoru porywając swojego nieformalnego przywódcę - br. Jana.
 To był już na szczęście tylko zły sen i wszystko skończyło się dobrze - na scenę wkroczył św. Mikołaj, który rozdał grzecznym ojcom prezenty opatrzone w sygnaturki z Pisma Świętego i razem zasiedliśmy do wspólnej rekreacji dyskutując jeszcze długo na temat najlepszych haseł i scen z zakończonego przedstawienia.