środa, 30 kwietnia 2014

Przed-majowe porządki

"Już się zbliżył miesiąc maj..."
W sumie, to pojawi się dopiero jutro, ale słowa tej pobożnej pieśni spowodowały w nas lekki niepokój. Po pierwsze - tempus fugit, i to bardzo fugit :) po drugie... uświadomiliśmy sobie, że dawno nie zaglądalismy na nasze ulubione wzniesienie w okolicy - czyli Górkę Maryi. Mając jeszcze świeżo w pamięci nasze listopadowe zmagania o charakterze dendrologicznym - opisane TUTAJ, oraz wizję rzesz pielgrzymów, które nawiedzą to miejsce w rozpoczynającym się "majowym sezonie maryjnym", postanowiliśmy wraz z magistrem nie dać się zaskoczyć i przygotować to szczególne  miejsce kultu maryjnego do jego funkcji. 

Okazało się, że po zimie wnętrze kapliczki wymaga gruntownego sprzatania. Pomimo listopadowej interewncji w okoliczny drzewostan, wnętrze kaplicy było pełne liści, a do tego było oplecione licznymi pajęczynami. Choć magister jest zwolennikiem teori, że "pająk też człowiek" to jednak w tym wypadku przeważyła zasada "zero tolerancji" i tym sposobem nasz przełożony uzbrojony w miotły i  ścierki wyruszył na walkę z nielegalnymi mieszkańcami kapliczki. 


My również nie próżnowaliśmy. Zaprawieni w logicznych łamigłówkach, dzięki naszej wspólnotowej dyscyplinie, jaką jest układanie puzzli, zaczęliśmy dopasowywać ławki, do odpowiadających im słupków, co jak się okazało - nie było to takie łatwe. Jednak daliśmy radę i powoli plac przedkapliczny zapełniał się ławkami przykręcanymi do słupków śrubami - rozmiar 17. Nawiasem mówiąc, mamy nadzieję, że czytają to przyszli postulanci, ponieważ jest to dla nich bardzo istotna  informacja, bo to na nich spadnie zaszczyt odkręcać te ławki na zimę :) 


Tymczasem o. Augustyn tak się wczuł w sprzątanie kapliczki, że zasadę no mercy zastosował nie tylko do pająków i pajęczyn, ale także do wszelkich sprzętów, które zalegały zakrystię i nie tylko. Sprzątanie "bez sentymentów" zaowocowało tym, że Radek z Tomkiem pojechali do klasztoru po większą ilość worków na śmieci. 


Po ich powrocie nadal wspólnie zmagaliśmy się z górkowo-maryjnymi puzzlami 3D, jakie mieliśmy dzięki temu, że na jesień nie do końca chyba dobrze oznaczyliśmy ławki. A wydawało się, że wszytko poszło tak pięknie. Kto chciałby to powspominać - można sięgnąć do archiwalnych zapisków TUTAJ 


O. Augustyn tak był zaintrygowany tym ile może zdziałać miotła i ścierka, że nie zauwazył, że coś mu się do pleców przyczepiło. W każdym razie kapliczka już za chwilę będzie gotowa na przyjęcie pielgrzymów i Matki Bożej, której figura zostanie przyniesiona w procesji w najbliższa niedzielę. 

Skoro miejsce dla Matki Bożej już jest przygotowane, ważne, żeby pielgrzymi też mieli gdzie spocząć. Ostatni rzut oka Tomka na ławki i... kolejny etap pracy zakończony. 

Jeszcze droga dla pielgrzymów i... to co wydawało się formalnością - okazało się pracochłonnym, czasochłonnym i entuzjazmochłonnym zajęciem. Aby jednak nikt nie musiał w niedzielę odprawiać drogi krzyzowej, brnąc przez liście - zebraliśmy się i wspólnymi siłami także i tutaj dalismy radę - choć magister czekał z grabiami przy piątej stacji, aby jakiś Szymon Cyrenejczyk pomógł mu dźwigać brzemię nagromadzonych liści :) 

Finis coronat opus... Z Bożą pomocą - udało się dokończyć dzieła, a ponieważ - jak mówi Pismo - wart jest robotnik swojej zapłaty, po skończonej pracy mogliśmy się delektować pysznymi lodami, zakupionymi w pobliskim dyskoncie spożywczym po 3,39 zł za litr :) 

Verweile doch! Du bist so schoen!

niedziela, 27 kwietnia 2014

Jest nas mniej

W Niedzielę Miłosierdzia Bożego, naszą wspólnotę opuścił Mariusz.
Dziękujemy mu za kilka miesięcy spędzone wraz z nami
i życzymy mu doświadczenia Bożego Miłosierdzia każdego dnia!



niedziela, 20 kwietnia 2014

Niech Zmartwychwstały błogosławi...



DRODZY CZYTELNICY NASZEGO BLOGA

Po okresie wielkopostnej ciszy, znów wracamy do sieci i będziemy starali się na bieżąco informować o tym co się dzieje w naszej wspólnocie oraz uzupełniać bloga o wydarzenia z okresu Wielkiego Postu.
Dzięki za to, że czekaliście... Do zobaczenia!
a teraz przyjmijcie życzenia, które płyną z doświadczenia pustego grobu!

NIECH OBECNOŚĆ JEZUSA ZMARTWYCHWSTAŁEGO 
SPRAWI W WASZYM ŻYCIU, ŻE:

MROK WĄTPLIWOŚCI USTĄPI PRAWDZIWEJ ŚWIATŁOŚCI WIARY,
KTÓRA SIĘ NIE KOŃCZY I NIGDY NIE ZACHODZI;
BÓL I ROZPACZ ODEJDĄ, USTĘPUJĄC MIEJSCA NADZIEI,
KTÓRA NIGDY NIE ZAWODZI I PROWADZI DO CELU;
GRZECH, PODDA SIĘ ZWYCIĘSKIEJ MIŁOŚCI,
KTÓRA POWSTAŁA ABYŚMY ŻYLI I KOCHALI PRAWDZIWIE NA WIEKI!

NIECH PRAWDZIWY POKÓJ  - DAR ZMARTWYCHWSTAŁEGO JEZUSA, BĘDZIE TAKŻE WASZYM UDZIAŁEM.
ALLELUJA!!!



Z PAMIĘCIĄ W MODLITWIE
WSPÓLNOTA POSTULATU Z KŁODZKA

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Paliatywny dzień skupienia

Zanim rozjechaliśmy się do swoich domów rodzinnych, aby spędzić prawdopodobnie ostatnie święta w gronie najbliższych, magister zarządził "dzień skupienia". Ten dzień różnił się od innych dni skupienia, jakie dane nam było przezywać i... pewnie od tych, które dane nam będzie jeszcze przeżyć. Zawiódł się ten, kto liczył na statyczne wsłuchiwanie się w konferencje, drzemki medytacyjne pomiędzy punktami programu, lub spokojne i leniwe trawienie pysznego obiadku, przygotowanego przez nasze panie kucharki. Zgodnie z pomysłem o. Augustyna, miał to być dzień, gdzie prowadzącym będzie sam Jezus i to cierpiący.

Ten dzień był dla nas również szczególny z innego powodu. Na kilka godzin dołączył do nas, nasz były Senior - Tomek, który musiał jakiś czas temu opuścić naszą wspólnotę, ale planuje wrócić na tę drogę. Wspólnie więc rozpoczęliśmy od porannego kręgu biblijnego, w czasie którego rozważaliśmy zaparcie się św. Piotra. Po medytacji w milczeniu i po podzieleniu się Słowem Bozym, wsiedliśmy do naszego busa i zahaczając o klasztor sióstr klarysek [skąd pożyczyliśmy relikwie błogosławionego - jeszcze - Jana Pawła II], udaliśmy się do pobliskiego szpitala, aby tam spotkać się z Jezusem w cierpiących, chorych i umierających. 

Zanim ropoczęłiśmy Eucharystię, którą przeżywaliśmy w jednej z sal szpitalnych oddziału paliatywnego, gdzie zostalismy zaproszeni przez s. Rufinę - franciszkankę z Jurandowa,o. Augustyn przeszedł pomiedzy pacjentami i ich rodzianmi, aby umożliwić skorzystanie z sakrametu pokuty i pojednania. Natomiast my, prowadzeni przez Tomka R., który od jakiegoś czasu reguralnie odwiedza ten oddział w ramach zewnętrznego apostolatu, poznawaliśmy miejsce, do którego zawiózł nas magister. 


Eucharystia była szczególnym przeżyciem. Zgodnie z zapowiedzią spotkaliśmy Jezusa Żywego i Prawdziwego w Najświętszym Sakramencie w otoczeniu cięzko chorych, przyjmujących Go do serca, czasem z wielkim fizycznym bólem i trudem, ale z radością w oczach. Słowa: "byłem chory, a odwiedziliście Mnie" nabierały tutaj szczególnego znaczenia! 


Ponieważ towarzyszył nam bł. Jan Paweł II [w znaku relikwi], siostra Rufina, która była głowną "szefową zamieszania" zaproponowała sesję zdjęciową i dzięki temu, każdy mógł zrobić sobie pamiątkową fotkę z bł. Papieżem Polakiem. Niejeden musiał w tym celu jechać lub lecieć do Włoch... a my - jak na dłoni [nawet dosłownie] mieliśmy okazję tu na miejscu w Kłodzku dostąpić tego zaszczytu!


Kiedy my towarzyszyliśmy Janowi Pawłowi w sesji zdjęciowej, o. Augustyn odkrywał nowe talenty i dary w służbie Boga i ludzi. Gdy zobaczylismy go w takim ekwipunku, nie bardzo wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać i ogarnęla nas lekka trwoga - jakie to plany względem nas ma nasz przełożony. Obawy i lęki okazały się bezpodstawne, ponieważ magister, delikatnie narzekając na rozmiar rękawic, po prostu pomagał s. Rufinie przy transporcie pacjentów do ich sal. Kamień spadł nam z serca! 


Zanim opuściliśmy to szczególne miejsce - jeszcze tylko wielkanocno-dendrologiczna fotka i szybko udaliśmy się do Barda, gdzie miała nas czekać kolejna odsłona spotkania z Jezusem cierpiącym. Najpierw nawiedziliśmy Maryję Strażniczkę Wiary w jej bazylice, gdzie odmówiliśmy modlitwę w ciągu dnia. Po niej mieliśmy udać na drogę krzyżową, którą planowaliśmy rozważać na pobliskiej górze kalwaryjskiej, jednak niesprzyjająca aura pokrzyżowała nam plany.


Jednak nie daliśmy się zniechęcić pogodzie i rozważanie męki Jezusa w poszczególnych stacjach dopełniliśmy na "naszej" Górce Maryi pod Kłodzkiem. Pan Bóg nad nami czuwał i pozwolił nam bez pośpiechu dokończyć nasze modlitwy. Jednak z chwilą zakończenia nabożeństwa, chmury stały się trochę czarniejsze niż zwykłe deszczowe  chmury i... zanim dopadliśmy do naszego busa, mielismy bliskie spotkania z kwietniowym gradem. Udało nam się jednak szczęśliwie wrócić do klasztoru. I choć trochę burczało nam z głodu, bo magister zaproponował nam post do kolacji [nie mogliśmy nie skorzystać z tej propozycji :) ] to jednak  dzień uznajemy za udany.

Nasz dzień skupienia zakończyliśmy obejrzeniem znanego filmu "Pasja" w reż. Mela Gibsona, który dopełnił naszych dzisiejszych rozważań i doświadczenia Jezusa cierpiącego!

Jutro jeszcze w drodze do domów odwiedzimy o. Samuela - naszego wykładowcę franciszkanizmu, który przebywa w klaszotrze w Nysie, aby złożyć mu świąteczne życzenia i... udamy się do swoich domów rodzinnych, gdzie będziemy mogli spędzić najważniejsze święta naszej wiary. Do klasztoru w Kłodzku wrócimy po niedzieli Miłosierdzia Bożego!

niedziela, 13 kwietnia 2014

Niedziela Palmowa, czyli palmy, wilk i cud przemiany :)

Ostatnia niedziela przed naszym świątecznym wyjazdem, okazała się niesamowicie pracowita. Na każdej Eucharystii czuwaliśmy, pilnując, aby nie zabrakło lektorów do czytania opisu Męki Pańskiej. Skutkiem tego, można nas było widzieć i słyszeć na każdej Mszy Świętej. Tomasz mógł się pochwalić również zaprezentowaniem siły swojego głosu bez wspomagania mikrofonem, który chwilowo odmówił posługi, ale na szczęście Pan Bóg nie żałował mu tego daru i spokojnie dotrwaliśmy do końca czytania!


Nie brakowało palm, dzieci i... tylko osiołek, na którym miał jechać o. Jeremiasz w czasie procesji na Mszy dla dzieci nie dopisał. Niektórzy twierdzili, że pewnie moglibyśmy jakiegoś osiołka znaleść w najbliższym otoczeniu, ale z braku chętnych, w tym roku musieliśmy poradzić sobie bez tego wdzięcznego zwierzęcia. 

Ponieważ jednym z naszych zewnętrznych apostolatów jest odwiedzianie dzieci w domu dziecka, prowadzonym przez siostry służebniczki, nie zabrakło nas tutaj również w Niedzielę Palmową. Jednak tym razem nie ograniczyliśmy naszej wizyty tylko do zabawy z dziećmi...

Postanowiliśmy przedstawić dzieciom znaną franciszkańską legendę o św. Franciszku i wilku z Gubbio. Aby jednak urozmaicić tę historię, zachęciliśmy, aby zarówno dzieci, jak i opiekunki [w tym siostry] pomogły nam przedstawić to opowiadanie. 

W odegraniu poszczególnych ról pomagały nam rekwizyty, które przynieśliśmy ze sobą. Jak się okazało w klasztorze można znaleść wiele przedmiotów, które mogą pomóc przekształcić dziecięcą salę zabaw w prawdziwy teatr. 


Znaleźliśmy aktora, który odgrywał rolę św. Franciszka... ktoś inny tworzył piękną chatę, a kto inny solidny mur. 




Niektórzy żałowali, że nie było z nami naszego magistra, twierdząc, że świetnie odnalazłby się w roli wilka, który staje się łagodny jak baranek, jednak ważne obowiązki i rozmowy duchowe nie pozwoliły mu z nami przybyć na to szczególne przedstawienie. 


W każdym razie wszyscy bawili się bardzo dobrze i obiecaliśmy sobie powtórzyć teatralne spotkanie, może tym razem z magistrem. Intensywnie już zastanawiamy się nad repertuarem na następny spektakl. 

Jednak wieczór tego dnia pokazał, że oczekiwany cud przemiany jest możliwy, a stało się to za sprawą Tomka, który usłyszawszy zaproszenie ks. dziekana, poprosił o zgodę na uczestnictwo w wieczornym koncercie muzyki poważnej pt. "Stabat Mater". Był on przezentowany w ramach serii wydarzeń kulturalnych pod wspólnym tytułem "Klasykalia muzyczne" . I stał się cud. Na ten koncert, oprócz Tomka poszedł także o. magister, który na codzień twierdzi, że jego edukacja muzyczna zakończyła się na death metalu. Poszedł i... pozostał do końca. Co więcej - nawet mu się podobało! Mówcie co chcecie, ale przy tym wydarzeniu, blednie nawet przemiana wilka z Gubbio :)


piątek, 11 kwietnia 2014

Kłodzka Via Crucis


Droga krzyżowa to tradycyjne nabożeństwo pasyjne, które z pewnością znane jest nam wszytkim. Ponieważ my, jako franciszkanie mamy w historii swój udział w rozpowszechnianiu tej formy modlitwy [m.in. dzięki św. Leonardowi z Porto Maurizio], przeżywamy ją co piątek, nie tylko w Wielkim Poście. Tym razem jednak nasza modlitwa rozszerzyła swój zasięg i wyszliśmy z nią, nie tylko z klasztoru, czy z kościoła, ale nawet z parafii...


Tydzień przed Wielkim Piątkiem, ulice Kłodzka stały się miejscem przeżywania cierpień Jezusa, podczas tradycyjnej międzyparafilanej drogi krzyżowej, która w tym roku rozpoczynała się w naszym kościele i prowadziła do parafii p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego.

Nabożeństwu przewodniczył nasz proboszcz, o. Emanuel, który w czytanych tekstach przypominał fakty z życia bł. Jana Pawła II, świadczące nie tylko o tym, że chciał prowadzić innych do Jezusa, ale, że sam starał się do Niego upodobnić. Zamach z 1981 roku, czy ostatnie chwile życia Jana Pawła II, to tylko niektóre wspomniane momenty jego życia, wpisujące się w swoistą droge krzyżową Papieża - Polaka. 


Ponieważ, jak widać na zdjęciach, frekwencja dopisała, każdy mógł, choć przez chwilę - symbolicznie zjednoczyć się z cierpiącym Jezusem, przez niesienie krzyża. Na nas - postulantów spadł obowiązek czuwania przy krzyżu i pomocy w jego niesieniu i bezpiecznym stawianiu podczas rozważań poszczególnych stacji.


Sami również ponieśliśmy na swoich ramionach krzyż do kolejnej stacji, wspomagani przez Łukasza i Marcina, którzy przyjechali rozeznać swoje powołanie w czasie rozpoczynającego się weekendu. Kiedy padło wezwanie "Krzyż niosą bracia postulanci franciszkańscy", również i oni ruszyli z nami. Wierzymy, że nie przez przypadek. 

Droga krzyżowa zakończyła się w kościele p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego wspólnym odśpiewaniem Apelu Jasnogórskiego i błogosławieństwem proboszczów kłodzkich parafii. a my udaliśmy się spacerkiem do domu, żeby spożyć późną kolację, bo po napełnieniiu się na sposób duchowy, zaczęlismy odczuwać głód bardzo fizyczny.



środa, 9 kwietnia 2014

Porządki, burza i "król bagien"

Choć przedświąteczne przygotowania w pełni, to jednak od 7ego do 9tego kwietnia nasz Magister wynalazł nam odrobinę czasu żebyśmy mogli pomóc także w pobliskich Wambierzycach. Nas oczywiście bardzo ucieszyła ta wieść, bowiem to też doskonała okazja do poznania innego klasztoru. Br. Jakub przywitał nas bardzo serdecznie i po obiedzie zabrał nas nad oczko wodne, którym mieliśmy się zająć. Instrukcja była prosta: wypompować wodę i doprowadzić wszystko do jako takiego porządku.
Mariusz i Radek bez wahania wzięli się za mniej dostępną część brzegu, natomiast Tomek w swoim żywiole zajął się wszelką roślinnością pouczając nas co przyciąć, wyrwać, lub zostawić w spokoju. A Rafał stanął na końcu tego "łańcucha pokarmowego" segregując wszelkie śmieci i pakując je w wielkie worki.
Praca szła wyjątkowo sprawnie, wody ubywało, a oczko wodne powoli odsłaniało swoje prawdziwe, pełne glonów oblicze. Nikt jednak nie przystał na pomysł wpuszczenia tu kilkudziesięciu glonojadów, żeby się najadły - sami musieliśmy więc pozbyć się tego wszystkiego. Z pomocą przyszedł br. Jakub, który koordynował naszą prace i zaproponował parę kaloszy. Traf chciał, że pasowały tylko Rafałowi, którego natychmiast obwołaliśmy Królem Bagien.
Chcąc nie chcąc Król Bagien zszedł więc z wielką gracją na dno zbiornika i rozpoczął się ostatni etap osuszania zbiornika. Zbierał więc wodę, a my podając sobie z ręki do ręki wylewaliśmy ją na pobliski trawnik pełni obaw, czy po takiej porcji naturalnego nawozu jutro nie zastaniemy tu puszczy amazońskiej.
Wczesnym popołudniem oczko było już doprowadzone do ładu, brat Jakub zmuszony był więc poszukać nam na następny dzień nowego zajęcia. Wyrok padł na sąsiednią altanę, w której na dobre zadomowiło się już kilka drzew i całkiem pokaźna kolekcja przeróżnych śmieci. Uzbrojeni więc w siekierę, szpadel i łopaty ruszyliśmy skoro świt do boju.
Korzenie drzew stawiały wyraźny opór, a betonowa posadzka budziła nasz podziw dla wytrwałości roślin, które tu wrosły niemal na stałe. Nam jednak takie przeszkody nie straszne i powoli rozprawialiśmy się z kolejnymi niepasującymi do wystroju przeszkodami. 
Mariusz postanowił spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, gdy ostatni korzeń wyraźnie się nam sprzeciwiał. Wspólnymi siłami jednak daliśmy radę i zabraliśmy się za kosmetykę, czyli wywiezienie wszystkiego, co nie było już nam potrzebne. 
Jeśli już mowa o transporcie, to naszym absolutnym mistrzem kierownicy okazał się oczywiście Rafał, który najwyraźniej nigdy wcześniej nie jeździł taczką i sprawiało mu to tak wielką radość, że później woził już absolutnie wszystko, a my uskakiwaliśmy mu z drogi, by nas przypadkiem nie potrącił. 
Po południu przenieśliśmy się na wyższy level, bowiem zostało nam jedynie przełożyć drewno do szopy. Tu Tomek zajął się układaniem, natomiast nasza trójka podjęła logistyczne rozplanowanie transportu. W ten sposób przełożyliśmy wszystko dosłownie w ostatniej chwili, bo gdy tylko wróciliśmy do klasztoru, lunął deszcz, a granatowe niebo przecięły pierwsze tej wiosny błyskawice. Cóż za doskonałe zgranie w czasie.
Ostatni dzień pobytu to już tylko drobne prace na Kalwarii. Radek i Rafał wnieśli po stromych kalwaryjskich schodach drabinę, natomiast Mariusz podjął się włażenia na dachy kolejnych kapliczek, by wydobyć z rynien liście i gałęzie, których tam nie brakowało. Silny wiatr dodawał tylko dreszczyku emocji tym pracom, tym chętniej więc sprężyliśmy się jak tylko mogliśmy, żeby wrócić w ciepłe mury klasztoru. 
Na koniec wdzięczny o. January postanowił zabrać nas do kina - powyższe zdjęcie jest podpowiedzią na jaki film się nie wybraliśmy. Tak więc w sympatycznym gronie i w sympatyczny sposób zakończyliśmy trzydniowy pobyt w ramach braterskiej pomocy sąsiedzkiej :)

czwartek, 3 kwietnia 2014

"Idźcie na miejsce odludne i trochę odpocznijcie"

Mottem dzisiejszego dnia stały się dla nas słowa Jezusa zawarte w Mk 6,30-31

Okazja do realizacji Bożego Słowa nadarzyła się dość szybko :) Pełni wrażeń wróciliśmy z rekolekcyjnej pomocy w Kadłubie, natomiast o. Augustyn z rekolekcji, które prowadził  Świdnicy dla uczniów gimnazjów i technikum. W związku z tym postanowiliśmy trochę się zrelaksować, a że pogoda dopisywała, na formę relaksu wybraliśmy bardzo spokojny i mało wyczynowy spacer po okolicy. Do wspólnego spaceru zaprosiliśmy zaprzyjaźnione siostry franciszkanki z Ołdrzychowic Kłodzkich: s. Adrianę oraz nowicjuszkę - s. Inez. 

Nasz "dzień spacerowy" rozpoczęliśmy od Eucharystii, którą o. Augustyn odprawił w pięknej kaplicy sióstr, po której nastąpił obowiązkowy punkt wszelkich franciszkanskich spotkań - czyli wspólna kawa w domu formacyjnym naszych sióstr. Tutaj mogliśmy poopowiadać o naszych rekolekcjach, postanowieniach wielkopostnych oraz o przygotowaniach do świąt Zmartwychwstania i... świątecznego urlopu. 
  

Abyśmy jednak zrealizowali plan spaceru, poprosiliśmy siostry, aby - jako gospodynie miejsca - stały się naszymi przewodniczkami i pokazały nam gdzie franciszkanki na przechadzki chadzają. Trasa okazała się bardzo malownicza i mało wymagająca. Od razu widać, że siostry często tędy spacerują i dobrze znają okolicę. Prowadząc nas do kapliczki [chyba] św. Rodziny, opowiadały swoje przygody ze spacerów, na których raz zdarzyło im się spotkać nawet św. Józefa. Nauka dla nas cenna, ponieważ w Borkach Wielkich, gdzie [daj Boże] wkrótce rozpoczniemy nowicjat, w przew[r]ażającej większości miejscami przechadzek będą okoliczne lasy :)


W czasie odpoczynku przy jabłkach i orzeźwiającym napoju z jednego ze znanych dyskontów, prowadziliśmy rozmowy na temat  przyszłości zakonnej, w tym m.in. możliwości zbudowania w tym miejscu pustelni. Nie ma co ukrywać, że pomagały nam w tym malownicze krajobrazy odludzia około-ołdrzychowickiego. 


Spacer powoli zbliżał się do końca, jednak Radek zdążył jeszcze dać świadectwo wielkiego poświęcenia , wracając pod górę po pielgrzymią laskę s. Adriany. Jesteśmy przekonani, że nie uczynił tego z powodu nagrody i obietnicy, jaką złożył magister, ale ze szczerego serca. Jakiego dobrego mamy seniora :)


Na zakończenie naszego krótkiego spaceru, zaprosiliśmy jeszcze siostry do Kłodzka na "małe conieco" dla regeneracji sił, a następnie o. Augustyn odwiózł siostry do ich klasztoru, a nas czekała jeszcze pierwszczwartkowa Eucharystia w intencji powołanych i w intencji nowych powołań. 

środa, 2 kwietnia 2014

Kadłub - nic dodać - nic ująć...


Na ten dzień czekaliśmy z niecierpliwością i w końcu nadszedł. 30 marca - 4 Niedziela Wielkiego Postu. Bezpośrednio po porannej Mszy Św. i bardzo szybkim śniadaniu, poszliśmy na dworzec PKS w Kłodzku, skąd wyruszyliśmy do Kędzierzyna – Koźla. Tam już czekał na nas o. Kamil - prowadzący rekolekcje dla  podopiecznych DPS-u prowadzonego przez siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi w Kadłubie. 
O. Kamil zabrał nas do Domu Pielgrzyma, gdzie mieliśmy nabrać sił i omówić naszą rolę we wcześniej wspomnianych rekolekcjach. Wielką pomocą w nabieraniu sił był pyszny, tradycyjny śląski obiad [polecamy kuchnię Domu Pielgrzyma], po którym mieliśmy czas dla siebie. Oczywiście każdy z nas poszedł odwiedzić babcię Pana Jezusa - św. Annę i pospacerować po pięknych okolicach. Wieczorem na kolacji mieliśmy zaszczyt poznać o. Kacpra, na co dzień mieszkającego i pracującego w Boliwii który przyjechał na urlop do Polski

Następnego dnia, z samego rana uczestniczylismy w Mszy św. z Jutrznią razem ze wspólnątą braci z Domu Pielgrzyma. Po Mszy czekało na nas śniadanie, które przygotował o. Kamil, z którym pojechalismy do Kadłuba, gdzie mieliśmy pomagać rekolekcjoniście w róznych czynnościach.
Pierwszym punktem w naszym planie było spotkanie na sali gimnastycznej i przedstawienie tematów rekolekcji.Tak zaczęly sie dla nas pierwsze rekoleckje "od drugiej strony" - strony prowadzącej, narazie tylko / aż w charakterze pomocników. Poniżej kilka zdjęć, któe może nie oddadzą w pełni tego wszystkiego co przeżyliśmy, ale na pewno pomogą odczuć klimat tych szczególnych dni: 

Radek jako mobilny statyw do mikrofonu, podążający za o.Kamilem, który przedstawiał ważnych gości tych rekolekcji - św. Klarę i św. Franciszka.

Mariusz odpowiedzialny był za śpiewanie i granie na spotkaniach i na Mszach Świętych

Głównym punktem każdego dnia rekolekcji była oczywiście Eucharystia, w czasie której dzielnie służyli chłopcy z domu opieki.

Kolejny ciekawy mieszkaniec i podopieczny sióstr został ulubiencem Rafała, który odkrył w sobie kolejny talent, jakim jest "rozmawianie w pawim języku". Potrafi naśladować odgłos wydawany przez pawie, co sprawiało wiele radości dla nas  i wszystkich tam miekszającym...

                                           Wspólne zdjecie grupy prowadzącej rekolekcje

Kiedy wszyscy połozyli sie grzecznie spać, postulanci chcieli sie trochę poruszać i dzięki s. Renacie odkryli czym jest FLIKER i jak się na nim poruszać. Od tej chwili nasze życie nie będzie już takie same :) Polecamy! 

Następnego dnia rano można było zobaczyć, że postulanci bawili się nie tylko bardzo dobrze, ale również wcale nie krótko.

Pobudkę nam zafundowali chłpocy, którzy świętowali urodziny Bartka, śpiewając "sto lat".

Radość panowała na każdej twarzy

Kazanie na temat miłości bliźniego

Przygotowania do drogi krzyżowej

Rafał i Radek byli odpowiedzialni na przygotowanie rozważań i czytanie ich na każdej stacji

Jedna ze stacji drogi krzyżowej

W ciągu dnia był czas na wspólną adorację Najświętszego Sakramentu

Eucharystia na zakonczenie rekolekcji...

...i podziekowania od chłopaków dla nas za wspólnie spędzony czas

Pamiątkowe zdjęcie z grupą Rafała...

...oraz gospodyniami 

Kadłub - nic dodać - nic ująć... Polecamy!