sobota, 21 czerwca 2014

U babci Anny, czyli spotkanie braterskie z elementami skupienia


Gdy na horyzoncie mieni się zarys wieży bazyliki na górze Chełmskiej, to każdy z napięciem oczekuje zdobycia szczytu. Co może poprawić lepiej humor jak nie wizyta u Babci Anny? I w taki sposób ostatnie wspólne dwa dni spędziliśmy na poznaniu wyjątkowego Świętoanieńskiego klasztoru. Wielu pielgrzymów przybywających na to miejsce z upodobaniem wymienia Dom Pielgrzyma jako istotne schronienie z wyśmienitym jedzeniem. Tym razem my postulanci wraz z magistrem posilaliśmy się „dwoma pieczeniami” na jednym ogniu. To spotkanie miało wyraz rekolekcyjno-rekreacyjny, lecz główne założenie to podziękowanie za czas postulatu. Przy okazji poznaliśmy od kuchni naparstek pracy w sanktuarium Św. Anny. 

Ponieważ nasz magister miał głosił kazanie odpustowe w Izbicku, niedaleko Góry św. Anny, zawożąc nasz do sanktuarium, zadbał, abyśmy nie pozostali w całkowitej samotności. Pod swoje skrzydła przygarnął nas o. Ambroży, kursowy współbrat o. Augustyna. Jeszcze się nie rozpakowaliśmy, a już o. proboszcz [m.in. taką funkcję pełni o. Ambroży w klasztorze] w skrócie przedstawił nam, jak będzie wyglądał spędzony tu czas. W takiej sytuacji, magister czym prędzej udzielił nam ojcowskiego błogosławieństwa i wyruszył do swoich obowiązków. To wsparcie było wyrazem jego zatroskania, choć dobrze wiedział, że pod taką opieką włos z głowy nam nie spadnie. 


 I tak po małej filiżance kawy lub herbaty udaliśmy się na Mszę świętą która była podziękowaniem za otrzymanie Pierwszej Komunii Świętej dzieci z kilku pobliskich miejscowości. Pielgrzymów było tak wielu, że udaliśmy się na chór, jednak o. Błażej, gwardian klasztoru, na rozpoczęcie liturgii przywitał również nas. W całej bazylice dał się odczuć duch dziękczynienia za otrzymane łaski i prośba o wytrwanie w powołaniu. Po wysłuchaniu kazania o. gwardiana byliśmy nijako wprowadzeni w atmosferę panującą wewnątrz tych murów. Przekonaliśmy się o tym braterstwie jeszcze bardziej na smacznym obiedzie, a po nim na prelekcji poświęconej misjom franciszkańskim poprowadzonej dla nas przez o. Krystiana. 



Uświadomił nam jak ważna jest misja i duch misyjny. Podkreślił, że pierwszą placówką misyjną jest najbliższa rodzina, uświadomił aspekt służby; wspólnych rozmów, prac, posiłków jak również modlitwy. Tego co zobaczyliśmy na wystawach i zdjęciach nie zapomnimy do końca życia. Na dodatek obejrzeliśmy film ukazujący Boliwię z perspektywy muzycznej. W tym fragmencie zostało pokazane przywiązanie do muzyki barokowej za czasów kolonizacyjnych, gdy misjonarzami byli jezuici. Wydawałoby się to prozaiczne dla europejczyka, lecz dla boliwijczyka jest to nadzieja na przyszłość.
W wolnej chwili zeszliśmy na dolny pokład do Domu Pielgrzyma przywitać się z oo. Kamilem i Wiktorem. Ku naszej radości choć akurat w tym samym czasie odbywały się rekolekcje dla dzieci, obydwaj znaleźli czas na kilka słów z nami. Mogliśmy zobaczyć, że są oni prawdziwymi „tatusiami”. Tu Radek zaproponował odmówienie Koronki w kaplicy D.P. która okazała się ważną chwilą skupienia. Spotkań było w tym dniu więcej. Gdyby nie uśmiech o. Antoniego, to poszlibyśmy nie zauważeni z powrotem na górę. To zaskakujące spotkanie trwało jednak zbyt krótko aby ojciec mógł przedstawić dokładnie powołanie misyjne w Ziemi Świętej na Górze Przemienienia. Nie można zapomnieć o bp o. Bonifacym, który aktualnie pracuje w Boliwii. Tak oto poznawaliśmy różne posługi misyjne. I gdy odmówiliśmy nieszpory w klasztornej kaplicy to od razu udaliśmy się na czerwcowe nabożeństwo posługując przy kadzidle.
Okazało się później, że każdy z nas był zaangażowany w posłudze ministranckiej. Aby nie odbiegać zbytnio od założeń dnia skupienia wysłuchaliśmy krótkiej prelekcji o. proboszcza wieńczącej czas spędzony w postulacie. Pokazał tym samym kuluary zakonne i problemy z którymi w niedalekiej przyszłości się zmierzymy. Aby nie siedzieć w murach, wraz z bratem Pacyfikiem zamykaliśmy kaplice kalwaryjskie. 






Mieliśmy tą niesamowitą frajdę, która nie trwała długo, bo zostaliśmy zaproszeni na rekreację. I tak część kibicowała, a chcący posilić się wujostwem starszych współbraci słuchaliśmy z zainteresowaniem opowieści „jak to było za naszych czasów... ” przy herbacie.
Po takim intensywnym dniu mieliśmy zasłużony sen, który okazał się ukojeniem ciała i ducha. Można było pospać znacznie dłużej gdyby nie postulancka godzina pobudki przez juniora. Okazało się na korytarzu, że nie używając budzika wypoczęci zaczęliśmy wspólnie Chwalić Pana. Pierwszym punktem była Msza Święta, a zaraz po niej śniadanie. Znów mogliśmy poczuć specyfikę tego miejsca gdy współbracia zaprosili nas na poranną kawę do salki. Była to inna kawa niż w Kłodzku, nie chodzi o smak lecz tempo wypicia. Pomimo napiętego grafiku o. Ambroży znalazł kilka minut wprowadzając nas do kaplicy i rozpoczynając jutrznię. Po niej był czas wolny, wykorzystaliśmy go na własne rozmyślanie. Tak jak w Kłodzku uczestniczyliśmy na drugiej Eucharystii. Zostaliśmy wyznaczeni do służby przy kadzidle i posługi lektora. 


Po mszy wraz z pielgrzymami udaliśmy się pod pomnik św. Jana Pawła II. Tomkowi przypadło niesienie tuby.

  Całość nieco się przedłużyła i tym samym obiad jedliśmy indywidualnie. Potem dołączył się zmęczony gwardian. Ani nie obróciliśmy się a już wybiła kolejna godzina brewiarzowa do odmówienia. Koniec zbliżał się nieubłagalnie, nawet proboszcz nie mógł jej zatrzymać, czym prędzej dziękował nam za przyjazd do stóp Świętej Anny i braci pracujących w pocie czoła. Jesteśmy jemu i naszemu magistrowi wdzięczni za te braterskie spotkanie i wlaną zachętę do podjęcia nowicjatu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz