Gdy na horyzoncie mieni się zarys
wieży bazyliki na górze Chełmskiej, to każdy z napięciem oczekuje zdobycia
szczytu. Co może poprawić lepiej humor jak nie wizyta u Babci Anny? I w taki
sposób ostatnie wspólne dwa dni spędziliśmy na poznaniu wyjątkowego
Świętoanieńskiego klasztoru. Wielu pielgrzymów przybywających na to miejsce z
upodobaniem wymienia Dom Pielgrzyma jako istotne schronienie z wyśmienitym
jedzeniem. Tym razem my postulanci wraz z magistrem posilaliśmy się „dwoma
pieczeniami” na jednym ogniu. To spotkanie miało wyraz rekolekcyjno-rekreacyjny,
lecz główne założenie to podziękowanie za czas postulatu. Przy okazji
poznaliśmy od kuchni naparstek pracy w sanktuarium Św. Anny.
Ponieważ nasz magister miał głosił
kazanie odpustowe w Izbicku, niedaleko Góry św. Anny, zawożąc nasz do
sanktuarium, zadbał, abyśmy nie pozostali w całkowitej samotności. Pod swoje
skrzydła przygarnął nas o. Ambroży, kursowy współbrat o. Augustyna. Jeszcze się
nie rozpakowaliśmy, a już o. proboszcz [m.in. taką funkcję pełni o. Ambroży w
klasztorze] w skrócie przedstawił nam, jak będzie wyglądał spędzony tu czas. W
takiej sytuacji, magister czym prędzej udzielił nam ojcowskiego błogosławieństwa
i wyruszył do swoich obowiązków. To wsparcie było wyrazem jego zatroskania,
choć dobrze wiedział, że pod taką opieką włos z głowy nam nie spadnie.
I tak po małej filiżance kawy lub
herbaty udaliśmy się na Mszę świętą która była podziękowaniem za otrzymanie
Pierwszej Komunii Świętej dzieci z kilku pobliskich miejscowości. Pielgrzymów było
tak wielu, że udaliśmy się na chór, jednak o. Błażej, gwardian klasztoru, na rozpoczęcie
liturgii przywitał również nas. W całej bazylice dał się odczuć duch
dziękczynienia za otrzymane łaski i prośba o wytrwanie w powołaniu. Po
wysłuchaniu kazania o. gwardiana byliśmy nijako wprowadzeni w atmosferę
panującą wewnątrz tych murów. Przekonaliśmy się o tym braterstwie jeszcze bardziej
na smacznym obiedzie, a po nim na prelekcji poświęconej misjom franciszkańskim
poprowadzonej dla nas przez o. Krystiana.
Uświadomił nam jak ważna jest misja i
duch misyjny. Podkreślił, że pierwszą placówką misyjną jest najbliższa rodzina,
uświadomił aspekt służby; wspólnych rozmów, prac, posiłków jak również
modlitwy. Tego co zobaczyliśmy na wystawach i zdjęciach nie zapomnimy do końca
życia. Na dodatek obejrzeliśmy film ukazujący Boliwię z perspektywy muzycznej.
W tym fragmencie zostało pokazane przywiązanie do muzyki barokowej za czasów
kolonizacyjnych, gdy misjonarzami byli jezuici. Wydawałoby się to prozaiczne
dla europejczyka, lecz dla boliwijczyka jest to nadzieja na przyszłość.
W wolnej chwili zeszliśmy na
dolny pokład do Domu Pielgrzyma przywitać się z oo. Kamilem i Wiktorem. Ku naszej
radości choć akurat w tym samym czasie odbywały się rekolekcje dla dzieci, obydwaj
znaleźli czas na kilka słów z nami. Mogliśmy zobaczyć, że są oni prawdziwymi „tatusiami”.
Tu Radek zaproponował odmówienie Koronki w kaplicy D.P. która okazała się ważną
chwilą skupienia. Spotkań było w tym dniu więcej. Gdyby nie uśmiech o.
Antoniego, to poszlibyśmy nie zauważeni z powrotem na górę. To zaskakujące
spotkanie trwało jednak zbyt krótko aby ojciec mógł przedstawić dokładnie powołanie
misyjne w Ziemi Świętej na Górze Przemienienia. Nie można zapomnieć o bp o.
Bonifacym, który aktualnie pracuje w Boliwii. Tak oto poznawaliśmy różne posługi
misyjne. I gdy odmówiliśmy nieszpory w klasztornej kaplicy to od razu udaliśmy
się na czerwcowe nabożeństwo posługując przy kadzidle.
Okazało się później, że każdy z
nas był zaangażowany w posłudze ministranckiej. Aby nie odbiegać zbytnio od
założeń dnia skupienia wysłuchaliśmy krótkiej prelekcji o. proboszcza
wieńczącej czas spędzony w postulacie. Pokazał tym samym kuluary zakonne i
problemy z którymi w niedalekiej przyszłości się zmierzymy. Aby nie siedzieć w
murach, wraz z bratem Pacyfikiem zamykaliśmy kaplice kalwaryjskie.
Mieliśmy tą
niesamowitą frajdę, która nie trwała długo, bo zostaliśmy zaproszeni na rekreację. I tak część kibicowała, a
chcący posilić się wujostwem starszych współbraci słuchaliśmy z zainteresowaniem
opowieści „jak to było za naszych czasów... ” przy herbacie.
Po takim intensywnym dniu
mieliśmy zasłużony sen, który okazał się ukojeniem ciała i ducha. Można było
pospać znacznie dłużej gdyby nie postulancka godzina pobudki przez juniora.
Okazało się na korytarzu, że nie używając budzika wypoczęci zaczęliśmy wspólnie
Chwalić Pana. Pierwszym punktem była Msza Święta, a zaraz po niej śniadanie. Znów
mogliśmy poczuć specyfikę tego miejsca gdy współbracia zaprosili nas na poranną
kawę do salki. Była to inna kawa niż w Kłodzku, nie chodzi o smak lecz tempo
wypicia. Pomimo napiętego grafiku o. Ambroży znalazł kilka minut wprowadzając
nas do kaplicy i rozpoczynając jutrznię. Po niej był czas wolny,
wykorzystaliśmy go na własne rozmyślanie. Tak jak w Kłodzku uczestniczyliśmy na
drugiej Eucharystii. Zostaliśmy wyznaczeni do służby przy kadzidle i posługi
lektora.
Po mszy wraz z pielgrzymami udaliśmy się pod pomnik św. Jana Pawła II.
Tomkowi przypadło niesienie tuby.
Całość nieco się przedłużyła i tym samym obiad
jedliśmy indywidualnie. Potem dołączył się zmęczony gwardian. Ani nie
obróciliśmy się a już wybiła kolejna godzina brewiarzowa do odmówienia. Koniec
zbliżał się nieubłagalnie, nawet proboszcz nie mógł jej zatrzymać, czym prędzej
dziękował nam za przyjazd do stóp Świętej Anny i braci pracujących w pocie
czoła. Jesteśmy jemu i naszemu magistrowi wdzięczni za te braterskie spotkanie
i wlaną zachętę do podjęcia nowicjatu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz