Kiedy spojrzymy na mapę Polski, możemy zauważyć, że w wielu
miejscach zaznaczone są sanktuaria i miejsca pielgrzymkowe. Sanktuaria maryjne
stanowią znaczącą większość miejsc kultu. Na drugim miejscu mamy sanktuaria, w
których czcimy świętych i błogosławionych, a na najmniej liczne są miejsca
Pańskie; czyli takie, w których oddajemy cześć Panu Jezusowi pod różnymi
tytułami. I może ten fakt nie miałby większego wpływu, na nasze postulanckie
życie, gdyby nie ojciec magister zapraszający na dzień skupienia do
Częstochowy.
Nikt z nas postulantów nie spodziewał się takiej propozycji
dnia skupienia, lecz o. Augustyn powiedział o tym jak ważne jest to dla niego,
zapytaliśmy się jedynie, o której godzinie trzeba wstać. Każdy z nas miał swoje
skojarzenia i przeżycia związane z tym najważniejszym sanktuarium Maryjnym w
Polsce, ale jako postulat jeszcze tam wspólnie nie byliśmy. Zapakowaliśmy zapas
wody [dzień zapowiadał się być bardzo słoneczny, a południe wręcz upalne] i wyjazd
zaplanowaliśmy na 07:30. Po drodze tradycyjnie odśpiewaliśmy Godzinki o
Niepokalanym Poczęciu NMP i wsłuchaliśmy się w konferencję ks. Grzywocza o
WARTOŚCIACH. Dowiedzieliśmy się, że każdej osobie przypisana jest wartość
wynikająca ze stworzenia na obraz i podobieństwo Boże oraz powinniśmy tę
wartość rozwijać, odkrywając to podobieństwo u siebie i innych ludzi. Po konferencje
zapadła wartościowa cisza, która została przerwana gdy na horyzoncie zajaśniała
wieża bazyliki.
I tak niepostrzeżenie upłyną czas dojazdu. Gdy pokłoniliśmy się
Matce Przenajświętszej, zrozumieliśmy dlaczego jesteśmy tutaj w tym ważnym dla
kościoła dniu. Każdy z nas miał czas na własną refleksję, modlitwę czy
spowiedź, jak również odprawienie drogi krzyżowej na wałach lub balkonie przy
obrazach namalowanych przez Jerzego Dudę Gracza. w sali rycerskiej mogłismy obejrzeć wystawę o św. Janie Pawle II.
Gdy znów spotkaliśmy się przed
wejściem do bazyliki o. Augustyn zaprowadził nas do zakrystii klasztornej, z
której udaliśmy się na Eucharystię. Miejscem naszej celebracji była zewnętrzna
kaplica przyklejona do murów bazyliki a wokoło konfesjonały. Na ścianie widniał
obraz Matki Bożej Kodeńskiej a po bokach aniołowie. W takiej scenerii
wysłuchaliśmy Ewangelii opisującej ostatnią rozmowę Matki z Synem. Tym samym
dotknęliśmy najistotniejszego polecenia Pana Jezusa, jak również ten fragment
posłużył naszemu magistrowi do zadania nam pytania, m.in. o to kim naszym
zdaniem jest dziś umiłowany uczeń Jezusa. Odpowiedzi udzielaliśmy w drodze
powrotnej.
Nie zapomnieliśmy o naszym bracie ośle, który po trudach
pielgrzymowania został nakarmiony pierogami różnej maści a na deser były lody.
Przechadzając się po pobliskich straganach stwierdziliśmy jednogłośnie, że nie
trzeba lecieć do Meksyku żeby popatrzeć na wymieszanie pamiątek religijnych z
przeróżnymi zabawkami odpustowymi.
Na szczęście wracając zajrzeliśmy do
księgarni, gdzie wzbogaciliśmy się o ciekawą i wartościową książkę. Tak
wymodleni wsiedliśmy do rozgrzanego samochodu, (jak się umartwiać, to do końca
dnia ), ale dosłownie po kilku minutach nastąpił postój w pobliskim sanktuarium
Krwi Pana Jezusa.
Tam przy relikwiach Krwi odmówiliśmy nieszpory, usłyszeliśmy
w telegraficznym skrócie historię powstania tego sanktuarium i przez moment
skupiliśmy swoją uwagę na obrazach przedstawiających sceny biblijne, w których
Pan Jezus przelewał krew. Największym zdziwieniem było dla nas ukazanie sceny
obrzezania, ponieważ pozostałe motywy były zaczerpnięte ze znanej nam wszystkim
drogi krzyżowej.
I znów wsiedliśmy do samochodu, tym razem chłodniejszego i z
zadowoleniem udaliśmy się w podróż powrotną. Zgodnie z obietnicą magistra, w drodze powrotnej mieliśmy
okazję do podzielenia się przemyśleniami na pytania zadane na kazaniu i nastąpiła
owocna dyskusja. Dzięki niej okazało się, że Radek nie zasnął na kazaniu o. Augustyna
[pierwszy owoc dnia skupienia]. Przerwa w dzieleniu nastąpiła, nastąpiła gdy na
mijanym kierunkowskazie pojawiła się nazwa Borki Wielkie. Zamilkliśmy, lecz nie
na długo, bo magister wyprzedzając nieco czas, zapewnił nas o obowiązkowej
pieszej pielgrzymce na Jasną Górę w habitach. Dzięki temu wiemy, że wrócimy do
Królowej Polski już niedługo… a jednocześnie poczuliśmy ten skwar, którego
doświadczymy po drodze. Czas płynie szybko i jesteśmy jedną nogą w nowicjacie...
Wzruszenie było tak wielkie, że nie zrobiliśmy zdjęcia... ale od czego są Mapy Google :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz