poniedziałek, 9 czerwca 2014

Jasnogórski dzień skupienia

Kiedy spojrzymy na mapę Polski, możemy zauważyć, że w wielu miejscach zaznaczone są sanktuaria i miejsca pielgrzymkowe. Sanktuaria maryjne stanowią znaczącą większość miejsc kultu. Na drugim miejscu mamy sanktuaria, w których czcimy świętych i błogosławionych, a na najmniej liczne są miejsca Pańskie; czyli takie, w których oddajemy cześć Panu Jezusowi pod różnymi tytułami. I może ten fakt nie miałby większego wpływu, na nasze postulanckie życie, gdyby nie ojciec magister zapraszający na dzień skupienia do Częstochowy.

Nikt z nas postulantów nie spodziewał się takiej propozycji dnia skupienia, lecz o. Augustyn powiedział o tym jak ważne jest to dla niego, zapytaliśmy się jedynie, o której godzinie trzeba wstać. Każdy z nas miał swoje skojarzenia i przeżycia związane z tym najważniejszym sanktuarium Maryjnym w Polsce, ale jako postulat jeszcze tam wspólnie nie byliśmy. Zapakowaliśmy zapas wody [dzień zapowiadał się być bardzo słoneczny, a południe wręcz upalne] i wyjazd zaplanowaliśmy na 07:30. Po drodze tradycyjnie odśpiewaliśmy Godzinki o Niepokalanym Poczęciu NMP i wsłuchaliśmy się w konferencję ks. Grzywocza o WARTOŚCIACH. Dowiedzieliśmy się, że każdej osobie przypisana jest wartość wynikająca ze stworzenia na obraz i podobieństwo Boże oraz powinniśmy tę wartość rozwijać, odkrywając to podobieństwo u siebie i innych ludzi. Po konferencje zapadła wartościowa cisza, która została przerwana gdy na horyzoncie zajaśniała wieża bazyliki. 

 I tak niepostrzeżenie upłyną czas dojazdu. Gdy pokłoniliśmy się Matce Przenajświętszej, zrozumieliśmy dlaczego jesteśmy tutaj w tym ważnym dla kościoła dniu. Każdy z nas miał czas na własną refleksję, modlitwę czy spowiedź, jak również odprawienie drogi krzyżowej na wałach lub balkonie przy obrazach namalowanych przez Jerzego Dudę Gracza. w sali rycerskiej mogłismy obejrzeć wystawę o św. Janie Pawle II.

Gdy znów spotkaliśmy się przed wejściem do bazyliki o. Augustyn zaprowadził nas do zakrystii klasztornej, z której udaliśmy się na Eucharystię. Miejscem naszej celebracji była zewnętrzna kaplica przyklejona do murów bazyliki a wokoło konfesjonały. Na ścianie widniał obraz Matki Bożej Kodeńskiej a po bokach aniołowie. W takiej scenerii wysłuchaliśmy Ewangelii opisującej ostatnią rozmowę Matki z Synem. Tym samym dotknęliśmy najistotniejszego polecenia Pana Jezusa, jak również ten fragment posłużył naszemu magistrowi do zadania nam pytania, m.in. o to kim naszym zdaniem jest dziś umiłowany uczeń Jezusa. Odpowiedzi udzielaliśmy w drodze powrotnej. 

Nie zapomnieliśmy o naszym bracie ośle, który po trudach pielgrzymowania został nakarmiony pierogami różnej maści a na deser były lody. Przechadzając się po pobliskich straganach stwierdziliśmy jednogłośnie, że nie trzeba lecieć do Meksyku żeby popatrzeć na wymieszanie pamiątek religijnych z przeróżnymi zabawkami odpustowymi. 
Na szczęście wracając zajrzeliśmy do księgarni, gdzie wzbogaciliśmy się o ciekawą i wartościową książkę. Tak wymodleni wsiedliśmy do rozgrzanego samochodu, (jak się umartwiać, to do końca dnia ), ale dosłownie po kilku minutach nastąpił postój w pobliskim sanktuarium Krwi Pana Jezusa. 


Tam przy relikwiach Krwi odmówiliśmy nieszpory, usłyszeliśmy w telegraficznym skrócie historię powstania tego sanktuarium i przez moment skupiliśmy swoją uwagę na obrazach przedstawiających sceny biblijne, w których Pan Jezus przelewał krew. Największym zdziwieniem było dla nas ukazanie sceny obrzezania, ponieważ pozostałe motywy były zaczerpnięte ze znanej nam wszystkim drogi krzyżowej. 

I znów wsiedliśmy do samochodu, tym razem chłodniejszego i z zadowoleniem udaliśmy się w podróż powrotną. Zgodnie z obietnicą magistra, w drodze powrotnej mieliśmy okazję do podzielenia się przemyśleniami na pytania zadane na kazaniu i nastąpiła owocna dyskusja. Dzięki niej okazało się, że Radek nie zasnął na kazaniu o. Augustyna [pierwszy owoc dnia skupienia]. Przerwa w dzieleniu nastąpiła, nastąpiła gdy na mijanym kierunkowskazie pojawiła się nazwa Borki Wielkie. Zamilkliśmy, lecz nie na długo, bo magister wyprzedzając nieco czas, zapewnił nas o obowiązkowej pieszej pielgrzymce na Jasną Górę w habitach. Dzięki temu wiemy, że wrócimy do Królowej Polski już niedługo… a jednocześnie poczuliśmy ten skwar, którego doświadczymy po drodze. Czas płynie szybko i jesteśmy jedną nogą w nowicjacie...

Wzruszenie było tak wielkie, że nie zrobiliśmy zdjęcia... ale od czego są Mapy Google :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz