piątek, 30 maja 2014

Święcenia


Długo czekaliśmy na ten dzień, w końcu nie codzień skład Prowincji powiększa się o kapłanów i diakonów. Święcenia miały odbyć się Głubczycach w ostatni dzień maja, jednak nasza podróż rozpoczęła się szybciej i miałą się rozciągnąc na trzy dni. W piątek 30 maja, po obiedzie ruszyliśmy z o. Augustynem na Górę Św. Anny do Domu Pielgrzyma na czuwanie przed święceniami. Po drodze magister pokazał na czym polega solidarność kapłańska, zabierając "na stopa" pewnego werbistę. Ów ojciec pod niebo wychawał franciszkańską otwartość, ponieważ nie bylismy pierwszym franciszkańskim transportem, jakim podróżował po Polsce. 

Po przyjeździe na Górę św. Anny mieliśmy czas na zajęcie pokoju, odpoczynek, odwiedziny bazyliki lub na to co każdy uzanał za słuszne robić w tzw. czasie wolnym. Czuwanie rozpoczęło się o godz. 19.15 w kaplicy Domu PIelgrzyma, Eucharystią,, której przewodniczył o. Wiktor. Na czuwanie przybyła niewielka grupka młodzieży, za to z różnych stron naszej Prowincji.

Plakat zapraszajacy na czuwanie
Po Mszy św. był czas na wspólne gry i zabawy, które pomagały nam poznać się nawzajem i budowały dobrą atmosferę. Po kilku rundach "tabu" i innych zabawach przy herbatce, o. Kamil wygłosił konferencję, w której przedstawił drogę do kapłaństwa na podstawie dokumentów kościoła i własnego doświadczenia oraz wytłumaczył z jakimi prawami i obowiązkami ten sakrament się wiąże. Po konferencji przyszedł czas na adorację Najświętszego Sakramentu, która trwała do późnych godzin nocnych.

Następnego dnia, po jutrzni i wspólnym śniadaniu, wyruszyliśmy do Głubczyc na uroczystość święceń diakonatu i prezbiteratu. Choć droga nie była długa, to jednak przyniosła nam dużo radości "bratersko-transportowo-lgoistycznej". Po wyjeździe z Kędzierzyna [jedziemy naszym klasztornym samochodem], zostaliśmy wyprzedzeni przez auto tej samej marki, z grupą współbraci z sanktuarium. Ten manewr zabolał w szczególności Radka, który ambitnie chciał dojechać jako pierwszy. Od początku byliśmy na przegranej pozycji. Tamten samochód był nowszy, posiadał mocniejszy silnik, lżejszy wiózł tonaż [po co tyle jedliśmy], a za kierownicą mistrz, br. Krzysztof. A nasze realia to... słabszy silnik, większe obciążenie i zdaniem Radka - najsłabsze ogniwo - magister za kierownicą. Jak się okazało, po naszej stronie był czarny koń tych "zawodów" - Radek, który znał okolice i dzięki któremu to co niemożliwe stało się możliwe. Warto zauważyć, że przyjechaliśmy szybciej niż "przeciwnicy" nie łamiąc przepisów drogowych. Mina br. Krzysztofa, który zobaczył nas pierwszych w głubczyckim klasztorze – bezcenna. 

Wróćmy do poważnych rzeczy. Po przyjeździe do klasztoru skierowaliśmy się do br. Makarego – głównego ceremoniarza uroczystości, który rozdzielił każdemu z nas funkcję na czas ceremonii. Tomasz [tradycyjnie] został mianowany głównym fotografem, a Rafał i Radek – INSYGNIARZAMI, czyli trzymali pastorał i mistrę biskupa.

Nasi współbracia - kandydaci do święceń:
bracia Lotar i Kazimierz, a w drugiej parze - bracia Tyberiusz i Leon 
My również byliśmy widoczni
Uroczystości przewodniczył ordynariusz diecezji opolskiej ks bp. Andrzej Czaja, który ustanowił i wyświęcił braci: Lotara i Kazimierza na diakonów i  Leona i Tyberiusza  na prezbiterów, czyli kapłanów. Na ceremonię święceń przybyło wielu współbraci z różnych klasztorów [niektórych znaliśmy z osobistych spotkań, a innych tylko ze Schematyzmu], a wśrod nich również nowicjusze, którzy oczekują nas już w Borkach. Obecni byli także najbliżsi wyświęcanych współbraci oraz mieszkańcy Głubczyć, ponieważ ostatnie święcenia miały miejsce tutaj 25 lat temu, więc wydarzenie ogromne!

Na uroczystość przybyło wielu kapłanów diecezjalnych i zakonnych 
Podczas śpiewania litanii do Wszystkich Świętych, kandydaci do święceń leżą krzyżem 
Jednym z elementów obrzedu święceń jest przekazania znaku pokoju neoprezbiterom przez obecnych w kościele kapłanów
Uroczystość przebiegała w bardzo braterskiej i franciszkańskiej atmosferze, także dlatego, że biskup jest afiliowany do naszej Prowincji, czyli jest naszym współbratem. Gdyby ktoś nie wierzył, może o tym przeczytać i zobaczyć to TUTAJ. Po wszystkim, zostaliśmy zaproszeni na wspólny obiad do klasztornego refektarza i oczywiście z zaproszenia skorzystaliśmy! Ponieważ w klasztorze głubczyckim było tyle rąk do pracy, że nie było jej dla nas - udaliśmy się w dalszą drogę!

Szafarz święceń - ks. bp Andrzej Czaja [nasz współbrat] 
Bohaterowie dnia
Pamiątkowy obrazek neoprezbiterów
Choć byliśmy po sytym i pysznym obiedzie, to w rodzinnym domu Radka, do którego udaliśmy się po wyjeździe z klasztoru, czekała na nas nie tylko rodzinka, ale i... mnóstwo pierogów ;). Ponieważ w naszej Regule napisane jest, że bracia "zgodnie ze świętą Ewangelią mogą spożywać wszystkie potrawy, jaki im podadzą", poważnie potraktowaliśmy te słowa. Po zjedzeniu tego swoistego podwieczorku, aby nie zabrakło w nas ducha pobozności, udaliśmy się do kościoła parafialnego na ostatnie już w tym roku nabożeństwo majowe. Jakie było zdziwienie ludzi zebranych w kościele kiedy do ołtarza wyszli trzej postulanci i  o. Augustyn, który przewodniczył modlitwie. Po powrocie czekała nas kolejna porcja pierogów i nie tylko, tak, że nikt z nas nie pozostał głodny. Stęskniony prac polowych Radek udał się w tym czasie podgarniać ziemniaki, a ponieważ nie było chętnych do pomocy [bo nikt z nas nie miał zielonego pojęcia o obsłudze ciągnika i sprzętu rolniczego], obył się bez nas. Zanim połozyliśmy się spać, zdążył jeszcze zadzwonić ksiądz proboszcz, który poprosił aby o. Augustyn przewodniczył jutrzejszej porannej Eucharystii i wygłosił homilię. Kiedy więc my udaliśmy się do łóżek, nasz magister zaopatrzony w Pismo Święte pochylał się nad jutrzejszą Ewangelią.

Kolejny dzień przywitał nas czekaoladą i życzeniami mamy Radka, która z okazji dnia dziecka nie zapomniała także o nas - postulantach i o naszym magistrze. Tak więc w radosnych nastrojach udalismy się do kościołą parafialnego, gdzie o. Augustyn uczynił zadość prośbie proboszcza, a my dzielnie mu w tym pomagaliśmy przy ołtarzu. Po powrocie z Eucharystii i śniadaniu, które na nas czekało, udaliśmy się do Kędzierzyna- Koźla, aby wziąc udział w uroczystej Eucharystii prymicyjnej sprawowanej przez neoprezbitera o. Tyberiusza. Wszysytko odbyło się według tradycji. Zebraliśmy się w umówionym miejscu, gdzie czekała również proboszcz o. Tyberiusza, współbracia, Liturgiczna Służba Ołtarza, parafianie w towarzystwie miejscowej orkiestry.

W oczekiwaniu na prymicjanta 
W procesji widoczna była łączność kapłańskich pokoleń [neoprezbiter i jego proboszcz] oraz... 
...przyszłość franciszkańska :) 
Po przywitaniu prymicjanta, udaliśmy się w procesji do kościoła pw. św. Eugeniusza de Mazenod, gdzie po raz pierwszy nasz neoprezbiter miał odprawić Mszę św. Prymicyjne kazanie  [które Radek przespał, choć bardzo tego żałuje] wygłosił o. Teofil, a w asyscie posługiwał nasz nowy diakon - br. Kazimierz. 

Za chwilę pierwsza Msza Święta!
Dla każdego z nas była to wzruszajaca uroczystość, ponieważ niektórzy przeżywali ją po raz pierwszy, a do tego mogliśmy się po raz kolejny poczuć jak członkowie jednej dużej rodziny. Szczególnie, że kiedy na zakończenie Eucharystii, o. Tyberiusz udzielał poszczególnym grupom i stanom specjalnego błogosławieństwa, my załapaliśmy się już na błogosławieństwo kleryków. Jak tłumaczył nam magister, choć nie nosimy jeszcze habitów, jesteśmy już w gronie formowanych do ślubów i święceń. 

Na pamiątkę, każdy otrzymał obrzek, z prosbą o modlitwę
Następnie wrócilismy do Radkowego Dzierżysławia, gdzie po pysznym obiedzie, podziękowaliśmy rodzinie Radka za gościnę i sypatyczną atmosferę, pożegnaliśmy się i... wrócilismy do kłodzkiego klasztoru. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz