sobota, 17 maja 2014

Śladami św. Jana Pawła II

Ten dzień zaczął się dla nas już przed wschodem słońca. Małe śniadanie dla chętnych (dla szczególnych głodomorów możliwość zrobienia 2* śniadania ) i szybka kawa z magistrem. Cały ten pośpiech miał miejsce za sprawą o. Januarego z Wambierzyc, który organizując jednodniową pielgrzymkę śladami [przynajmniej niektórymi] św. Jana Pawła II, zaprosił nas do włączenia się w tą szczególną podróż. I tak oto udaliśmy się do Wadowic, Kalwarii Zebrzydowskiej i krakowskich Łagiewnik. 
Wg planu wyjazd był ogłoszony na 04:15 czasu Greenwich +1, lecz nasze postulanckie doświadczenie kazało nam uwzględnić poprawkę na czas wambierzycki [jak się okazało słusznie]. Gdy więc w końcu szczęsliwie wsiedliśmy do autokaru, od razu oddaliśmy się w objęcia snu. Cicho pomrukując obudziliśmy się dopiero na krótkim postoju, tuż przed wjazdem na autostradę.
Tutaj nastąpiły ogłoszenia pielgrzymkowe co do miejsc i czasu i dzięki temu wiedzieliśmy, że możemy jeszcze chwilę pospać, a zaplanowane na godzinę 8.00 Godzinki odśpiewaliśmy dopiero po godz. 9. Chwilę po nich kończyła się szybka jazda i już niewiele dzieliło nas od spaceru po wadowickim rynku. 
 Niektórzy bezstrosko przechadzali się po rynku zbierając ulotki z okolicznych kawiarni, zapraszających na jedynie u nich oryginalne papieskie kremówki
Namiastkę wrażeń z Bazyliki Ofiarowania NMP można doświadczyć TUTAJ

O godz. 11.00, po perypetiach przy kasie [dzięki stanowczości o. Januarego] udaliśmy się do całkowicie odmienionego muzeum, które mieści w rodzinnym domu państwa Wojtyłów. Jeśli ktoś pamięta jedyne 3 pokoje z gablotkami, wypełnionymi rekwizytami, to będzie pozytywnie zaskoczony. Obecnie na potrzeby muzeum przebudowana jest CAŁA kamienica, i to dosłownie. Tyle udało się zgromadzić różnych przedmiotów, pamiątek, ciekawostek, oryginalnych listów czy notatek, że gdy siostra przewodniczka usłyszała ile mamy czasu [maxymalnie godzinę!], to nic jej nie pozostało jak... włączyć turbo i oprowadzić nas w sposób skondensowany. Choć siostra wywiązała się doskonale ze swojego zadania [za co otrzymałą od nas gorące brawa], wychodząc stwierdziliśmy jednogłośnie, że na to miejsce trzeba poświęcić conajmniej 3-4 godziny. Tyle ciekawych i intrygujących rzeczy znajduje się w tych murach. Poszczególne sale były  rekonstrukcją wydarzeń w zależności od okresu życia Jana Pawła II.  I tak można wspomnieć o rodzinnym domu, młodzieńczym zamiłowaniu do górskich wycieczek, kajaków i nart, drodze powołania kapłańskiego, posługi biskupiej i pontyfikatu.  

Tylko dzięki niesłychanej cierpliwości i nieugiętej stanowczości o. Januarego udało się nam wejść w zacne mury muzeum Jana Pawła II
Po wyjściu zastał nas ulewny deszcz, dlatego następne punkty programu potoczyły się w tempie błyskawicznym: szybkie zakupy kremówek i jazda w deszczu w kierunku Kalwarii Zebrzydowskiej.


Tam już czekała na nas kolejna porcja historii papieskiego szlaku. Dowiedzieliśmy się o początkach istnienia klasztoru bernardynów (oni też są franciszkanami, tylko nie chcą się do tego przyznać), powstania kalwarii i wielu ciekawostek związanych z tym miejscem.


Lecz główną uwagę skupiliśmy na fragmentach dotyczących bezpośrednio osoby małego Karola Wojtyły a skończywszy na ostatnich krokach w tym miejscu jako papieża. Zaglądnęliśmy do zakonnej celi w której znajduje się między innymi klęcznik i fotel który służył papieżowi.

Bazylika kalwaryjska nas zachwyciła. TUTAJ można obejrzeć ją na sposób wirtualny.
Po tym nastąpiła przerwa obiadowa, przed dalszymi przygodami wzmacnialiśmy się bigosem czy żurkiem. I wtedy pogoda była dla nas litościwsza, mogliśmy zwiedzić i pomodlić się u stóp Kalwaryjskiej Madonny. Nawet nie mrugnęliśmy okiem a już jechaliśmy w kierunku Krakowa. 

Gdy kierowca zaparkował nasz autobus w Łagiewnikach, zobaczyliśmy dużą ilość innych pielgrzymek, lecz nie odczuliśmy tego tłumu. Bezpośrednio udaliśmy się na starą część klasztoru aby tam usłyszeć kolejne części interesującej nas historii związanej nie tylko z papieżem.


Dowiedzieliśmy się o małej i wątłego zdrowia Helenie Kowalskiej, znanej jako  s. Faustyna, o jej życiu przed i w zakonie. Podczas oprowadzania siostra opowiedziała pokrótce życiorys siostry Faustyny, jak również przygody związane z częstymi przeprowadzkami do różnych klasztorów,  lecz najlepiej oddał to klimat zrekonstruowanej celi zakonnej. Nie mogło zabraknąć opisu powstania obrazu Jezusa Miłosiernego jak i spotkania Pana Jezusa w postaci biednego chłopca.


Po blisko godzinnej prelekcji udaliśmy się do kościółka na Mszę Świętą. Nic tak nie ubogaca życia duchowego jak Eucharystia, szczególnie w takim miejscu. Nawet siostra klaryska Weronika była onieśmielona. Wtedy udało się zrobić wspólne franciszkańskie zdjęcie. I choć w Wadowicach lał deszcz to w Kalwarii i Krakowie nie, a wszystko za sprawą parasola o. Januarego który był straszakiem na te chmury.

Wieża widokowa i... widok z wieży

Św. Jan Paweł II nie był jedynym papieżem, który nawiedził to sanktuarium...

...które jest sanktuarium międzynarodowym.
Pamiątkowe zdjęcie jezuicką ręką uczynione ;)
Żal było wyjeżdżać, bo czas nie pozwolił nam odwiedzić jeszcze jednego ważnego miejsca, związanego z Papieżem - Polakiem, a mianowicie tworzącego się niedaleko santuarium św. Jana Pawła II. Jednak o. Augustyn obiecał nam, że jeszcze przed rozpoczęciem nowicjatu, na pewno wrócimy w to szczególne miejsce! Trzymamy za słowo!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz