wtorek, 10 grudnia 2013

Drużyna Pierścienia w Adršpach

Po wielu rozmowach, namowach i zaglądaniu w kalendarz udało się nam w końcu wyrwać gdzieś razem z naszym Magistrem. Niemal jednogłośnie wygrała propozycja czeskich skałek, z którymi konkurowało kino. A ponieważ do Adršpach mamy dość blisko, nie musieliśmy też wstawać nazbyt wcześnie i zmieniać naszego planu dnia - ot tak, po śniadaniu i kawie wsiedliśmy do naszego niezawodnego, niebieskiego busa tradycyjnie "mykając" w drodze Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi, którym tradycyjnie przewodził Grzegorz. I tak z modlitwą na ustach dotarliśmy do celu, z małą pomocą nawigacji wspartej przez niezawodną pamięć o. Augustyna, do zupełnie wyludnionego po sezonie Adršpach.
Magister ścigający czeski Vlak - swoją drogą pociąg okazał się nie lada atrakcją.
Pierwszy przystanek już po przekroczeniu granicy parku.
A ponieważ klimat miejsca okazał się bardzo bajeczny i Tolkienowski wręcz, postanowiliśmy po małych dyskusjach nad liczbą członków Drużyny Pierścienia (których było dziewięciu - tak jak nas) sami nadać sobie nawzajem imiona bohaterów, mniej lub bardziej złośliwie oczywiście. Jesteście ciekawi kto jaką rolę otrzymał? Zapraszamy do obstawiania w komentarzach, a właściwe będziemy na bieżąco uzupełniać:
o. Augustyn - ?
Tomasz M - ?
Bartosz - ?
Tomasz R - Frodo Baggins
Mariusz J - elf Legolas
Radek -
Rafał - ?
Mariusz Z - ?
Grzegorz - ?
Wkraczamy do Morii (Khazad-dûm).
A kto robi zdjęcia fotografowi?
Niemal jak w prawdziwej Drużynie szybko wybuchały drobne sprzeczki.
Czyż tu nie pięknie?
Niektórzy chwilę później już się tak nie mieścili ;)
Niech zgadniemy - kolejne schody?
Schodom nie było końca - najwięcej oczywiście tych w górę.
Jednak dla takich widoków warto było się wspinać.
Bartek wskazuje wyjście z tego labiryntu?
Po tak fascynującej wyprawie przyszła oczywiście pora na ciepłą strawę. W planach mieliśmy oczywiście zjedzenie czegoś u naszych południowych sąsiadów, jednak znalezienie lokalu, który nie był knajpą, lub zwykłą pizzerią graniczyło z cudem, musieliśmy więc obejść się smakiem i smażony ser wpisać na listę: następnym razem. Ugościła nas dopiero Kudowa, z której ruszyliśmy w kierunku naszego klasztoru w Dusznikach Zdroju.
Kościółek w Dusznikach - niegdyś klasztorna kaplica.
Gościnny o. Kajetan zabrał się za robienie kawy.
O. Magister odnalazł nawet swoją zagubioną piuskę.
Niestety wieczorne obowiązki o. Augustyna skróciły naszą wizytę, niechętnie więc wsiedliśmy na pokład naszego bolidu i powróciliśmy do Kłodzka. Ach, jak dobrze było się w końcu gdzieś razem ruszyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz