W trosce o to, by wiedzieć co nas czeka, czyli lepszemu poznaniu franciszkańskiego życia i procesu formacji, ale także w odpowiedzi na zaproszenie br. Kazimierza, który kilka dni temu w naszym klasztorze przeżywał rekolekcje, wyruszyliśmy dziś do Wrocławia na Śluby Wieczyste fr. Kazimierza właśnie. Nim jednak dotarliśmy do naszego najważniejszego w prowincji klasztoru, zatrzymaliśmy się po drodze na śniadanie u rodziców naszego Juniora - Grzegorza.
Rodzice ugościli nas przepysznym, prawdziwie domowym śniadaniem, które na długo zapamiętamy z nutką sentymentu wspominając codzienne rano w naszym refektarzu. Żal więc było wyjeżdżać, mamy jednak nadzieję, że będziemy mieli okazję jeszcze odwiedzić rodziców przy najbliższej okazji. Z pełnymi brzuchami ruszyliśmy do Wrocławia tradycyjnie w drodze "mykając" Godzinki. Dotarliśmy w sam raz, by jeszcze przed uroczystością przywitać się z współbraćmi z sąsiednich prowincji i napić tradycyjnej kawy.
Uroczystej Eucharystii przewodniczył o. Prowincjał Alan Brzyski, który także wygłosił homilię, którą najlepiej zapamiętał Radek - wielki miłośnik św. Pachomiusza (swego czasu spierał się z o. Augustynem, czy Pachomiusz jest świętym - jest i Radek miał rację bez zerkania do wikipedii, lub bardziej wiarygodnych źródeł). Nie Pachomiusz był jednak tego dnia najważniejszy, a uroczyste śluby, które na ręce Prowincjała składał fr. Kazimierz: życie radami ewangelicznymi bez własności w czystości i posłuszeństwie.
Nasi bracia włączyli się w pomoc w liturgii jako Ostiariusze oraz niosąc dary w procesji. Oczywiście połowie braci i ojców z o. Alanem na czele nie umknęło, że trzech z nas miało takie same szaliki podejrzewając już, że był to celowy zabieg o. Magistra w myśl zasady: przypadek? Nie sądzę.
Po pięknej uroczystości złożyliśmy bratu serdeczne życzenia w wytrwałości w drodze powołania, które przypieczętował złożonymi ślubami. Zjedliśmy wspólnie obiad i jak to na wzorowych postulantów z wprawą godną szarańczy błyskawicznie pomogliśmy ogarnąć refektarz po całej celebracji. Chwilę później byliśmy już w salce, z której, nim wsiedliśmy do naszego busa, udaliśmy się jeszcze do sklepiku naszego Franciszkańskiego Wydawnictwa św. Antoniego.
Po małych zakupach ruszyliśmy do sąsiedniego, wrocławskiego klasztoru na Sołtysowicach. W tamtejszym kościele odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia, a następnie pod wodzą o. Łazarza ruszyliśmy zwiedzać bodaj najnowszy klasztor naszej prowincji, który oficjalnie wciąż jest jeszcze wielkim placem budowy, co na szczęście nie przeszkadza w głoszeniu Słowa Bożego. Gdy poznaliśmy już kilka ciekawszych zakamarków zostaliśmy ugoszczeni kawą (emerycka, zwykła, lub dla jeszcze nie zreformowanych herbata).
Trudno było się zebrać z ciepłego klasztoru, w planach jednak mieliśmy jeszcze odwiedzenie tego, co po Ksawerym zostało ze świątecznego Jarmarku na Wrocławskim Rynku. Wiejący jednak nieprzyjemnie zimny wiatr sprawił, że ogromny rynek i całe gremium jarmarkowych stoisk zwiedziliśmy w niespełna godzinę i z nieukrywanym entuzjazmem wróciliśmy do naszego busa planując, że po tak bogatym dniu zatrzymamy się na kolacyjną pizzę już gdzieś w drodze do domu, a wybór padł na zaproponowane przez Grzegorza Łagiewniki - w pół drogi między Wrocławiem a Kłodzkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz