poniedziałek, 2 maja 2016

Ekspedycja w góry - podejście drugie!

Warto przypomnieć sobie historę sprzed kilku miesięcy... TUTAJ

Obiecaliśmy wrócić i zmierzyć się raz jeszcze z trudnym przeciwnikiem! Przygotowania do tej wyprawy były bardzo ciężkie, ale przyjemne. A wyglądały mniej więcej tak:




Tak wygląda człowiek po bójce o ostatnią kostkę czekolady

Do tej podróży dotrwali najwytrwalsi. 
Idziemy tą samą drogą, która pokonała nas w ostatniej wyprawie. Dochodzimy do tego samego momentu, gdzie nasz najlepszy zawodnik został pokonany. Chwila zwątpienia, głęboki wdech i udało się przejść ten zabójczy stopień


Ojcze Augustynie zrobiliśmy to dla Ojca, pokonaliśmy nasze słabości i przeszliśmy to!!!

 Na usta ciśnie się tylko jedno zdanie



Idziemy dalej i dochodzimy do Sanktuarium Matki Bożej Przyczyny Naszej Radości na Górze Iglicznej.

Sweet focia na tle Sanktuarium
Chwila zastanowienia, poszukiwanie szlaku i ruszamy na Śnieżnik 1425 m n.p.m.

Jak to jest na najniebezpieczniejszych wyprawach górskich rozbijamy obóz, żeby się aklimatyzować, czyli przystosować organizm do nowych warunków atmosferycznych. Po długich męczarniach udaje nam się rozłożyć namiot.


Organizm dostosował się pozytywnie do warunków. Jesteśmy zaskoczeni sytuacją panującą na szlaku. Śnieg w maju??? A jednak takie sytuacje się zdarzają!


Po wielu godzinnej wspinaczce udaje nam się zdobyć szczyt. Jesteśmy wymęczani, ale za to szczęśliwi, że osiągnęliśmy cel wyprawy.



W drodze powrotnej szukamy niedźwiedzi, bo ponoć gdzieś pojawiają się w lesie. I natrafiamy na jednego w jego jaskini.


Tomek ryzykuje życiem, żeby zrobić sobie zdjęcie z niedźwiedziem, ale po paru próbach udaje się i fotka została zrobiona.

NIEDŹWIEDŹ CHCIAŁ ZJEŚĆ  TOMKA
Byliśmy głodni, więc z jednego niedźwiedzia zostało tylko tyle

TOMEK ZJADŁ NIEDŹWIEDZIA
Po drodze na zapomnianym przez ludzi szlaku znaleźliśmy bardzo ciekawą kapliczkę.

Po wielogodzinnych naradach, doszliśmy do wniosku, że idziemy dalej zdobywać szczyty. Czarna Góra 1205 m n.p.m. to jest kolejny cel naszej górskiej wędrówki. Było to jeden z najtrudniejszych podejść naszej dzisiejszej ekspedycji. Z braku czasu, a może lenistwa nie idziemy prostu jak nakazuje szlak. Wybieramy bardziej ekstremalną wspinaczkę, a mianowicie podejście pod nartostradę. Od samego patrzenia w górę można dostać zawrotów głowy. Nie poddajemy się - walczymy do końca. Prawie na czworaka z aparatami tlenowymi na twarzy, zdobywamy ten szczyt, o którym niektórzy mogą tylko pomarzyć.
Bez specjalistycznego sprzętu zrobiliśmy to!!

Tak wygląda szczęśliwy, choć zmęczony zdobywca.
Wyczerpani, głodni ale zadowoleni idziemy do Lądka Zdroju, gdzie czeka na nas kierownik ekspedycji, który modlił się za nas w Kłodzku, żebyśmy cało dotarli do celu i nie zabłądzili nigdzie na nieodkrytych szlakach górskich.

Posiłek zdobywcy
Dziękujemy bardzo Ojcze Augustynie za możliwość całodziennej wędrówki po górach. Mamy nadzieję, że będzie jeszcze możliwość takiego wypadu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz