Dziś w nagłym przypływie energii i dobrej woli cała wspólnota postulatu zabrała się za mycie okiem (bez polecenia o. Magistra, który akurat był nieobecny!). Świadomi, że prędzej, czy później nadejdzie ten dzień postanowiliśmy zmierzyć się z tym, co nieuniknione. Przeciwnik był wymagający i bardzo liczny (umyliśmy 22 okna!). Zużyliśmy wiele sił, nerwów, wody i płynu do szyb. Po każdym umytym oknie pojawiało się następne, wyrastały znikąd jak łby hydry lernejskiej; był ich cały legion. Ale udało się. Poziom nasłonecznienia postulatu zdecydowanie wzrósł. Świat za oknem stał się jakby mniej szary...
Perfekcjonizm Patryk.
Robił, co mógł...
Andrzej w samotności zmagał się z przeciwległym skrzydłem klasztoru.
Oj, jak myśmy przeżywali te porządki...
***
Wieczorem z inicjatywy Artura zabraliśmy się za wypiekanie pierników. Na ten cel zużyliśmy 3,5 kg mąki, co poskutkowało bardzo obfitą ilością pierniczków, jakie narodziły się w naszych dłoniach. Możemy uznać, że w materii cukiernictwa osiągnęliśmy bardzo wysoki pułap zaawansowania. Ciekawe na co przyjdzie teraz pora, po świętomarcińskich rogalach i bożonarodzeniowych piernikach?
Powagą nie grzeszymy.
Nawet wikary dał się wciągnąć w to szaleństwo.
Pierwotny kształt gdzieś się zatracił, ale i tak jest dobrze.
Pracowaliśmy wszyscy... przynajmniej w momencie robienia zdjęć.
Pełne skupienie, aby nie zepsuć z takim mozołem wypieczonych pierników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz