piątek, 17 października 2014

Pielgrzymka do Trzebnicy, czyli u św. Jadwigi 2

Nie długo musieliśmy czekać na kolejne spotkanie z naszymi braćmi klerykami. Nazajutrz po wykonaniu dyżurów porządkowych oraz po wykładach z języka polskiego [tak, tak - mamy takie zajęcia], wsiedliśmy w naszego klasztornego busa i obraliśmy kierunek: Wrocław!
Tu zostaliśmy bardzo serdecznie przyjęci przez braci kleryków i ich magistra - o. Jozuego, którzy udostępnili nam pokoje na noclegi i zaprosili na konweniat [nowe słowo w naszym postulanckim słowniku]. Dzięki temu mogliśmy odpocząć w braterskiej atmosferze i nabrać sił do jutrzejszego wysiłku. 
Rankiem następnego dnia, po wspólnej jutrzni i błyskawicznym śniadaniu, udaliśmy po raz kolejny do Trzebnicy, tym razem jednak odwiedziliśmy Patronkę naszej Prowincji - Świętą Jadwigę Śląską, udając się do niej PIESZO!!! 



Ruszyliśmy jako 15 grupa Franciszkańska, z braćmi klerykami, którzy szli z o. Jozue oraz z liczną rzeszą młodszych i starszych pielgrzymów, prowadzonych przez przewodnika grupy - o. Mariusza.
 
Zanim jednak wyszliśmy na szlak, musieliśmy trochę poczekać...

 ...ludzie się zbierają...

  ... dyskutujemy... 

... i wciąż czekamy na wymarsz.
W końcu ruszyliśmy... od początku trzymaliśmy się we franciszkańskim towarzystwie..
 Po kilku kilometrach - ogłoszono pierwszy postój...





  
Na kolejnym etapie, my słuchaliśmy konferencji, a magister oddalił się z posługą!


Nie ukrywamy, że byliśmy zmęczeni... a trud naszego pielgrzymowania - dla niektórych pierwszy [i według prognoz dla niektórych może i ostatni], można porównać do przejścia narodu wybranego przez morze.

Jednak trud się opłacił... i ujrzeliśmy sanktuarium Patronki naszej Prowincji.


Jednak nasza kondycja i efekt po dojściu do tej ziemi obiecanej… wskazywała na radość, że to już...
...to co  na zdjęciu!!!
Podsumowaniem i ukoronowaniem naszego pielgrzymowania była Msza Święta odprawiona przy ołtarzu polowym, obok bazyliki.


Całość trwała tak długo, że nie obejrzeliśmy się, a już było ciemno.

Podsumowując - nasi "bracia osiołki" [nasze ciała] nieprzyzwyczajone do takich dystansów, mocno odczuły trudy pielgrzymki. Jednak nie ma co narzekać. [Prz 14,23]. Był to dzień przeżyty z Bogiem - na modlitwie, skupieniu, radości i doświadczeniu wspólnoty jeszcze większej niż nasza - wspólnoty Kościoła żywego :)

A, że było trudno... Jak mówi łacińskie przysłowie: 
"Per aspera ad astra"

Dzień zakończył się radośnie, bo nasze zmęczenie zostało docenione przez braci z wrocławskiego klasztoru, którzy nie wypuścili nas do Kłodzka bez ciepłej i obfitej kolacji... Do zimnych murów kłodzkiego klasztoru wróciliśmy późno w nocy, jednak ogłoszona na następny dzień późniejsza pobudka, pozwoliła nam zregenerować nadwątlone siły!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz