Magister obiecał nam kiedyś, że dołoży wszelkich starań, abyśmy w czasie trwania postulatu poznali większość klasztorów naszej Prowincji, jednak nie wspomniał, że będzie się to łączyło zwyczajowo z wykorzystaniem postulanckiej siły roboczej. I tak po dwudniowym pobycie w Dusznikach, gdzie mogliśmy poznać współbraci i wykazać się tężyzną fizyczną, przyszła kolej na nasze sanktuarium. Wprawdzie Wambierzyce już pojawiły się na naszej drodze we wrześniu, jednak tym razem mieliśmy poznać to miejsce dogłębnie i również nie zabrakło elementów zajęć fizycznych!
Razem z br. Jakubem - gwardianem wambierzyckiej wspólnoty, ruszyliśmy
ponownie do Wambierzyc "pozwiedzać" tutejsze tereny. Aby połączyć przyjemne z pożytecznym, mieliśmy wykazać się przy grabieniu liści na wambierzyckiej kalwarii i w otoczeniu sanktuarium oraz... jak się okazało - nie tylko!
Z samego rana, niektórzy byli zmęczeni przed
pracą, więc trzeba było ich zachęcić poranną kawą
|
Oto efekt działania naszej franciszkańskiej
kawy...
|
Rolnik ze szpadlem.
|
Nasza mała armia w akcji i...
|
...liście nie mają najmniejszych szans! |
Tym razem naszym pomocnikiem
okazał się Henryk [nazywany "pustelnikiem'' ze względu na zamieszkiwanie na Kalwarii, niedaleko naszej Wambierzyckiej bazyliki]. Wspólnie z nim mieliśmy
zapał do pracy, więc szybko wszystkie liście poszły z dymem.
Praca pali się w rękach |
Na
drugi dzień, mieliśmy powtórkę z liści, ale tym razem "pustelnik" zaprosił nas
na kawę do swojej samotni.
Henryk i jego pustelnia |
Uwieńczeniem naszej pracy było
trzydzieści ton węgla, które trzeba było zrzucić do piwnicy. Pięć ton sobie darowaliśmy, ale i tak nie było lekko. Z łopatami
ruszyliśmy odgarniać węgiel, żeby nie zasypały nas góry "groszku", które błyskawicznie spadały przez wsyp do naszej
klasztornej "kopalni".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz