środa, 19 lutego 2014

Dwudniowa wycieczka z międzylądowaniem cz. 1

W ramach krótkich, acz intensywnych ferii, tym razem o. Augustyn zaproponował dla nam odwiedziny kilku mniej, lub bardziej znajomych miejsc. Wycieczka zaplanowana była na dwa dni z międzylądowaniem i noclegiem na Górze św. Anny. Plan był ambitny, a czasu w sam raz, skoro więc tylko zjedliśmy śniadanie, ruszyliśmy w drogę. Plan na środę: Prudnik, Głubczyce, Kietrz, Dzierżysław, Góra św. Anny. Tymczasem opuszczamy Kłodzko i zgodnie z pobożnym zwyczajem postulantów przystąpiliśmy do odśpiewania Godzinek, którym przewodził dziś Rafał.
Szybko docieramy do Prudnika, gdzie pod nieobecność gwardiana - o Wita, zostaliśmy przywitani przez o. Faustyna, który z powodu różnych obowiązków musiał nas na chwilę opuścić. Zachęcił jednak, abyśmy czyli się jak w domu, z czego skorzystaliśmy z radością. Klasztor prudnicki powstał w 1852 roku, gdy przybył w te strony franciszkański odłam alkantarynów. Ważny jest fakt, że w 1996 roku abp Alfons Nossol, podniósł przyklasztorny kościół św. Józefa do rangi sanktuarium i właśnie w owym kościele rozpoczynamy odwiedziny prudnickiego klasztoru, od Eucharystii sprawowanej z formularza o św. Józefie. 
W klasztorze od 6 października 1954 do 28 października 1955 był więziony kardynał Stefan Wyszyński. Ponieważ nasz Magister, będąc klerykiem, niejednokrotnie pomagał przy różnych okazjach w tutejszym klasztorze, był tez idealnym przewodnikiem po celi upamiętniającej to uwięzienie, o której jak sam zapewniał, potrafił kiedyś opowiadać 45 minut bez zająknięcia. Nam opowiedział na szczęście tę historię w wersji krótszej i ruszyliśmy dalej, na Drogę Krzyżową, która okala las przy klasztorze.
Na koniec nawiedzamy cmentarz, na którym pochowany jest poprzednik/imiennik o. Augustyna, którego wraz z wszystkimi pochowanymi tam braćmi otoczyliśmy naszą modlitwą. Gościnność braci z prudnickiego klasztoru była wielka i nie zabrakło też kawy i ciasta, którym nas przyjęli. W końcu pożegnaliśmy się z zabieganym o. Faustynem i ruszyliśmy w dalszą drogę, do kolejnego klasztoru.
Kolejnym miejscem do którego pomknął nasz granatowy bus - a my w raz z nim - był najstarszy klasztor naszej Prowincji - w Głubczycach. Po przywitaniu się z o. Aureliuszem - gwardianem konwentu, udaliśmy się do kościoła na krótkie nawiedzenie. Kościół p.w. św. Bernardyna ze Sieny jest jedynym z kilku kościołów w naszej Prowincji posiadającym krypty i jedynym [jak do tej pory], gdzie jeszcze są miejsca dla zmarłych braci. Chwila modlitwy za zmarłych i refleksja... a może to miejsce czeka na któregoś z nas?
Wraz z gościnnymi gospodarzami klasztoru udaliśmy się następnie na wspólne modlitwy do kaplicy klasztornej i przepyszny obiad, który wyszedł spod ręki br. Pawła [DZIĘKUJEMY :) ]. Ponieważ klasztor w Głubczycach jest też pierwszym miejscem, gdzie był postulat [do 1997 roku], po obiedzie udaliśmy się pooglądać pomieszczania, w których wzrastali w powołaniu poprzedni postulanci, a teraz mieści się tam FOPD :) Niektórzy szukali śladów postulanckiej obecności, a niektórzy szukali na wywieszonych zdjęciach swoich znajomych :) Gościnne progi głubczyckiego klasztoru opuściliśmy po wypiciu tradycyjnej kawy z o. Aureliuszem. Następnie na chwilę nawiedziliśmy piękny parafialny kościół, znajdujący się w centrum miasta, przy jedynych światłach sygnalizacji drogowej i udaliśmy się do kolejnego zaplanowanego punktu wycieczki. 

UWAGA! ARTYKUŁ ZAWIERA LOKOWANIE PRODUKTU :)

Tak... tak.. W ramach szeroko pojętej rekreacji, dzięki zaproszeniu Kierownika basenu w Kietrzu [i jednocześnie byłego szefa naszego Radka], pojechaliśmy się wymoczyć. Magister obawiał się wprawdzie, że jak zobaczy go GreenPeace to będą chcieli go ratować i odeślą do innych wielorybów, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Niektórzy z nas pływali - bo umieją, niektórzy starali się pływać - bo do odważnych świat należy, a niektórzy siedzieli i się nie ruszali, bo dla nich jedynym bezpiecznym akwenem wodnym jest wanna :) W każdym razie było bardzo sympatycznie i miło, a dzięki uprzejmości Pana Kierownika mogliśmy zobaczyć również jak basen działa "od spodu". Na zakończenie dowiedzieliśmy się jak to córka Pana Kierownika pozowała do zdjęć z bł. Janem Pawłem II i... obiecaliśmy sobie, że jeszcze się spotkamy. A na pewno będziemy pamiętać w modlitwach!
W końcu oddaliliśmy się od "niebezpiecznych" akwenów wodnych w stronę Dzierżysławia, czyli rodzinnego domu Radosława, który wyraźnie się ożywił opowiadając o domie, kościele, sąsiadach, sklepie, boisku  i niemal każdym z zakamarków, w których niegdyś spędzał wolne chwile swojej młodości. Gdy tylko dotarliśmy pod dom, przywitała nas i ugościła rodzina Radka, która natychmiast zagoniła nas do stołu, gdzie królowały pierogi w różnej postaci, by uzupełnić spalone na basenie kalorie i oczywiście wypytać o wiele spraw, a przede wszytkim, czy ten Radosław jest grzeczny w Zakonie...
Chwilę później dołączył do nas ks. proboszcz, który bardzo ochoczo włączył się do prowadzonych dyskusji. Niestety coraz późniejsza pora zmuszała nas powoli do ruszenia w trasę. Nim jednak skierowaliśmy się w stronę Góry św. Anny, nawiedziliśmy jeszcze kościół parafialny pw. św. Bartłomieja, którego najstarsza część pochodzi aż z XIV w. Radek z dumą oprowadził nas pokrótce, a następnie dzięki uprzejmości proboszcza mogliśmy jeszcze uczcić relikwie ks. Jana Bosko.
Obdarowani jeszcze przez gościnnego księdza proboszcza tym co najcenniejsze - błogosławieństwem i "Dzienniczkami" św. Faustyny, ruszyliśmy już w całkowitym mroku w stronę Domu Pielgrzyma, gdzie czekał na nas już o. Ignacy. Na miejsce dotarliśmy dość późno, ale na tyle wcześnie, aby spędzić jeszcze kilka chwil ze wspólnotą Domu Pielgrzyma i bez marudzenia udać się na upragniony spoczynek u stóp św. Anny.
C.D.N.

1 komentarz:

  1. Lokowanie produktu - no super !!! - Bóg zapłać

    OdpowiedzUsuń